Opis
Przedmowa
Edukację alternatywną można postrzegać jako swoistą reakcję obronną rodziców, uczniów, nauczycieli, a także badaczy na masowy charakter edukacji, obecną w niej przemoc strukturalną, symboliczną, przejawy ukrytego programu. Pojęcie edukacji alternatywnej weszło na dobre do języka współczesnej polskiej pedagogiki nie tylko za sprawą praktyk edukacyjnych odmiennych od masowego kształcenia, ale także publikacji: monografii, prac zbiorowych i artykułów. Pierwsze z nich pojawiły się na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku, gdy opadła ideologiczna kurtyna izolująca nas od zachodniej myśli pedagogicznej. Dopiero wtedy możliwe było upowszechnienie na przykład: montessoriańskiej, freinetowskiej, waldorfskiej, antypedagogicznej czy gestaltowskiej myśli i praktyki, a także tekstów Ivana Illicha, Johna Holta, Hubertusa von Schoenebecka i wielu innych autorów. Podkreślić trzeba szczególną rolę Bogusława Śliwerskiego, który jest nie tylko współredaktorem niniejszej książki, ale od wielu lat także promotorem i propagatorem ruchu odnowy edukacji, aktywnym organizatorem cyklu międzynarodowych konferencji poświęconych edukacji alternatywnej, autorem monografii i redaktorem naukowym pierwszych publikacji zbiorowych na ten temat.
Pozwolę sobie w tym miejscu na osobistą refleksję, zakładając, że nie jestem w niej odosobniony. Prawdopodobnie wiele osób spośród czytelników, podobnie jak mnie, wtłoczono w system masowego, tradycyjnego kształcenia, do którego mimo prób oporu trzeba się było dostosowywać. Co więcej, należało być gotowym także do kontaktów z różnymi nauczycielami, których cechy trafnie scharakteryzował przed laty Janusz Korczak w jednym ze swoich tekstów:
Wyćwiczono sztucznie całą armię ludzi, których zadaniem było zaśmiecać głowy, zaciemniać umysł pogodny i nazwano ich przywódcami dzieci pedagogami. Jedni, zahukania poczciwi, patrzyli pobłażliwie, jak pod ich okiem uczono się lekceważyć obowiązek i wyłgiwać tchórzliwie przed odpowiedzialnością. Drudzy, źli i nieżyczliwi, tyranami byli i uczyli nienawidzieć naukę i sumienność w pracy. Trzeci, fanatycy i dziwacy, tworzyli sztuczny kult dla jakiegoś ułamka świątyni wiedzy, spajali młode umysły haszyszem własnego obłędu. Nieliczni wreszcie wykolejeńcy przemycali nikłe, konające w zaduchu promyki życia, póki ich nie wyśledzono i nie wyszczuto z murów szkolnych. I owych pierwszych pedagogów wspominasz teraz, dojrzały mężu, trochę z rozrzewnieniem, a trochę z litością: przynajmniej nie nękali. Tyranów wspominasz z głuchym żalem i trwogą zły sen ci ich przypomina. O trzecich myślisz z wyrzutem: dlaczego przywiązali mnie do martwego słońca, które nie grzeje i drogi nie rozświetla? A z uczuciem wdzięczności kornej zwracasz się do tych nielicznych lub tego jednego tylko, który z tobą dusił się w kazamatach szkolnych i marzył. Nawet ten najlepszy, a jedyny, nie mógł ci dać więcej prócz marzenia.