Miłość --- istota kosmiczna Człowiek pojawił się na drodze jakoś znienacka. Stał prawie na środku pasa jezdnego, odwrócony plecami do zbliżającego się dżipa. Od razu zacząłem hamować, żeby ostrożnie wyminąć dziwnego, siwowłosego człowieka. Kiedy pozostało mi do niego najwyżej dziesięć metrów, staruszek powoli odwrócił się w moim kierunku i wtedy odruchowo znów wdusiłem pedał hamulca. Przede mną na drodze stał dziadek Anastazji. Poznałem go od razu. Siwe włosy i broda w żaden sposób nie współgrały z niezwykle płomiennymi, młodymi oczyma, a taka niezgodność od razu wyróżniała staruszka spośród innych ludzi w podeszłym wieku. Także długi, szary płaszcz o nieokreślonym kroju, uszyty z jakiejś nieznanej tkaniny, był mi równie dobrze znany. Jednak nie wierzyłem własnym oczom. W jaki bowiem sposób ten starzec z syberyjskiej tajgi mógł się dostać tutaj, do centrum Rosji, na drogę prowadzącą z miasta Władymir do miasta Suzdal? Jak? Jakimi rozstawnymi końmi? Jak syberyjski pustelnik bez problemu może się zorientować w zawiłościach naszych transportowych niuansów? Przecież nie posiada on absolutnie żadnych dokumentów. Pieniądze, naturalnie, mógł zdobyć, sprzedając suszone grzyby i orzeszki cedrowe, podobnie jak to czyniła jego wnuczka Anastazja. Ale bez dokumentów... Oczywiście, wielu bezdomnych u nas nie ma dokumentów i milicja nie może sobie z tym poradzić. Lecz dziadek Anastazji jakoś nie bardzo przypominał bezdomnego. Ubiera się, owszem, w bardzo stare, znoszone odzienie, jednak zawsze czyste, a wygląd ma dość zadbany, twarz jasną, na policzkach lekki rumieniec. Siedziałem tak, zamarłszy bez ruchu, z rękoma na kierownicy dżipa. On sam podszedł do samochodu, a ja otworzyłem mu drzwi. --- Cześć, Władimirze, jedziesz do Suzdala? Podwieziesz mnie? --- spytał starzec jak gdyby nigdy nic. ............