– Mama wróciła z Kuwejtu! – zawołał od razu, zanim zdążyłam zamknąć drzwi.
– Mama! Mama! – Zaczęłam klaskać i skakać w euforii. – Mama wróciła! – Obracałam się w kółko, uradowana z tak fantastycznej wiadomości.
Gdy przyjechaliśmy na miejsce, sąsiad od razu zaprowadził nas od naszego domu! Mama za zarobione w Kuwejcie pieniądze odkupiła go od poprzednich właścicieli. Znowu byłam w pokoju, który znałam od dzieciństwa, w swoim łóżku, a mama siedziała obok mnie. Byłam najszczęśliwszym dzieckiem na świecie! Nie odstępowałam mamy na krok i myślałam, że niedługo wrócę od szkoły. Wtedy mama zobaczy, jaką ma mądrą córkę!
Jednak nie poszłam od szkoły. W tamtym czasie mama odbywała mnóstwo rozmów z różnymi ludźmi. Zrozumiałam z nich, że podczas pobytu w Kuwejcie spadła z dużej wysokości i wciąż miała poważne kłopoty ze zdrowiem. Lekarz zabronił mamie pracować, bo to mogłoby doprowadzić od jej całkowitego unieruchomienia. Pewnego razu usłyszałam, jak mama mówi od obcego mi mężczyzny:
– Wyrób paszport dla Bibi.
On na to odpowiedział:
– Trzeba jej dodać lat, bo jest za młoda.
Wkrótce potem zaczęły następować dziwne wydarzenia, które przyjmowałam jako rodzaj zabawy. Mama zabrała mnie od fotografa, bo powiedziała, że będzie mi potrzebne zdjęcie od paszportu. Nie wiedziałam, co to jest paszport. Zdjęcie chyba nie podobało się mamie, ponieważ stwierdziła, że trzeba je zrobić jeszcze raz. Pewnej nocy obudziła mnie o drugiej, uczerniła moje zmęczone od niewyspania oczy i założyła mi sari. Byłam zachwycona: pierwszy raz w życiu miałam na sobie sari tak jak dorosłe kobiety. Znowu poszłyśmy od znajomego fotografa. Tam popatrzył na mnie przez obiektyw, ale chyba nie był od końca zadowolony z mojego wyglądu, bo sam zaczął mocno obwodzić mi oczy kohlem. Powiedział coś od mamy, która uczesała mi gładko włosy, tak jak to robią starsze kobiety. Dopiero wtedy zrobił mi zdjęcie i z aprobatą uśmiechnął się od mamy. Później dowiedziałam się, że chodziło o to, żebym na zdjęciu sprawiała wrażenie starszej, niż byłam w rzeczywistości. W paszporcie mam wpisaną wcześniejszą o parę lat datę urodzenia. Jako dziesięciolatka nie mogłabym jechać od pracy jako służąca w Kuwejcie.
Kiedy dokumenty zostały przygotowane, pojechałyśmy od Bombaju. Nigdy wcześniej tam nie byłam. Miasto oszołomiło mnie swoim ogromem, hałasem i tłokiem na ulicach. Dobrze, że mama była obok mnie. Mieszkałyśmy w małym, wynajętym pokoju z prysznicem pośrodku i dostępem od łazienki na korytarzu. Od razu zajął się nami jakiś mężczyzna. Jak się później dowiedziałam, był to agent firmy rekrutującej służące od Kuwejtu. Ciągle gdzieś musiałam chodzić, badano mnie, pobierano mi krew, zrobiono mi nawet prześwietlenie klatki piersiowej. Formalności było dużo i ów mężczyzna wszędzie nam towarzyszył. W końcu agent oznajmił, że wszystko jest załatwione i mam w dokumentach ostatni stempel, który umożliwi mi wyjazd.