Opis
(...) W sześciu, uzbrojeni oprócz własnej broni w ten zdobyczny RKM, poszliśmy w kierunku ogniska. Po drodze rozdzieliliśmy się na dwie grupy. Trzech partyzantów okrężną drogą podkradło się w rejon ogniska - mieli za zadanie zająć dogodne stanowiska strzeleckie i ubezpieczać drugą grupę. Ja, kowal i mój brat Piotr podeszliśmy do Niemców nie ukrywając swojej obecności. Gdy byliśmy w takiej odległości, że mogliśmy się wzajemnie słyszeć, kowal powiedział, że są otoczeni przez kompanię polskich partyzantów i proponujemy, aby się poddali i ewentualnie przyłączyli do nas. Po krótkiej wymianie zdań zgodzili się. Przypuszczam, że woleli przyłączyć się do nas niż trafić do sowieckiej niewoli. Gdy weszliśmy do lasu, okazało się, że Niemców nie jest pięciu, lecz siedemnastu. Było wśród nich pięciu oficerów lub podoficerów. Utworzyli dwuszereg i pomaszerowali w kierunku reszty oddziału. Gdy się zbliżyliśmy, ja wyprzedziłem całą grupę, pobiegłem do dowódcy, by go uprzedzić o sytuacji. Dowódca przygotował kilka ukrytych stanowisk, a reszta oddziału ustawił w dwuszeregu. Po wejściu na dziedziniec, Niemcy ustawili się naprzeciw partyzantów. Weszli jak prawdziwi żołnierze, w nienagannym szyku, przy wydawanych przez dowódcę komendach. Z musztry byli dobrze wyćwiczeni.