Cisza ma tyle odcieni ile błogosławieństw. Ale jedno z nich jest najważniejsze. Błogosławieństwo człowieka, który pragnie by była, by trwała wiecznie, tak jak otaczająca nas przyroda. Tomik Leszka Wołosiuka jest nieustającym hymnem i zachwytem nad jej pięknem w którym jest obecny zapach maciejki i muzyka wiatru, szybujące ptaki i smak borowików. Ta liryka jest tak osobista, że potrafi zauroczyć, swoją prostotą, przywoływaniem wspomnień z dzieciństwa. Dzieciństwo czy młodość, jak pisze autor, pachną, jak pachną białe bzy, labirynt gwiazd czy kołysane marzenia. Wołosiuk przywołuje całą paletę barw swojej „małej ojczyzny”, jej krajobrazy, swój dom rodzinny. W wierszu Pachnie młodość napisze: Na parapecie okna rodzinnego domu pachniały matczyne begonie. Ściany w pokojach koloryzowały wapienne biele, kontrastowały z brązem mebli. Lśniły drewniane podłogi wyszorowane starą szczotką - widać było słoje dorodnego dębu, kiedyś takie rosły w okolicznej kniei - tam zbierałem żołędzie. Ale te zapachy maja swoje odcienie i niuanse. Niektóre z nich pachną czułością, inne rozrzewnieniem, jeszcze inne wszechobecną w tym tomiku nostalgią, która jak „ziarna posiane wiatrem” króluje niepodzielnie. Ciepła, nastrojowa liryka.