Gdyby zapytać mnie, co lubię w twórczości Krzysztofa Maciejewskiego, odpowiedziałabym, że humor. Nie, nie ten pierwszoplanowy, ten, który bawi wprost, ale taki bardziej ukryty gdzieś pomiędzy znaczeniami, metaforyczny. Puszczenie oka do czytelnika, gdy nie wiesz, czy autor sobie kpi, czy okazuje sympatię. I jest to o tyle przewrotne, że to, co Krzysztof Maciejewski pisze, nie powinno pobudzać do śmiechu, a do smutnej refleksji. Lubię takie gierki. I lubię stan, w którym lektura jego opowiadań mnie zostawia: zadziwienie, oburzenie, zachwyt.