Opis
Jak dzięki dzieciom można stać się człowiekiem? Autor Dziennika ciężarowca przedstawia nowy rozdział przeżyć świeżo upieczonego tatusia, jego radości, obawy, a przede wszystkim codzienne zmagania ze swoją rolą. A są to zmagania nie lada! Doświadczenie nauczyło Kwaśniewskiego, że dziecko wyzwala w rodzicu zarówno to, co w nim najpiękniejsze, jak i najgorsze. Z jednej strony jest miłość, cierpliwość, oddanie, tolerancja, czułość i odpowiedzialność, a z drugiej - strach, niechęć, bezradność, bezsilność, zazdrość, zwątpienie, egoizm. I to wszystko w warunkach zgoła ekstremalnych, kiedy jest się zmęczonym, niewyspanym i niepewnym tego, co przyniesie jutro. I jeszcze ta niania, która codziennie spóźnia się do pracy. I żona, która wymaga. I córka, która boi się lekarza. I ten dziadek, ta babcia... rety! Ale nie dajmy się zwieść narzekaniom. Kwaśniewski pokazuje, jak wielkim wydarzeniem może być każdy dzień z życia ojca i jak naturalna, bezwarunkowa może być ojcowska miłość. Poniekąd lansuje nowy wizerunek mężczyzny - troskliwego i czułego, który nie unika dyskusji o laktacji i zna sposoby na odstawienie smoczka. Nie znaczy to jednak, że ""Dziennik taty"" nie jest książką mądrą. Bo jest. W poprzednie święta Tosia dostała od babci płytę Arki Noego z kolędami. Bardzo jej się podobało. Przynajmniej takie mieliśmy wrażenie. Po pewnym czasie zaczęła powtarzać niektóre słowa. Potem zaczęła się domagać, żeby jej tę płytę puszczać. Potem, gdy już umiała chodzić, sama ją sobie brała. Potem zaczęła podśpiewywać, a ostatnio już doszło do tego, że przy kolędach tańczy. Przychodzi na przykład dziadek, siada sobie przy stole, a Tosia już przy odtwarzaczu, już odpala płytę, ciągnie dziadka za rękę i mówi: ""Tańcz"". - Przy kolędach jeszcze nie tańczyłem - mówi dziadek, który w życiu tańczył przy niejednym, i już z Tosią wiruje w rytm Jezus malusieńki. Bo specyfika Tosinego gustu polega również na tym, że mała preferuje kolędy smutne, takie właśnie jak Jezus malusieńki czy Lulajże, Jezuniu. Choć powoli otwiera się też na bardziej skoczne i wesołe, typu Przybieżeli do Betlejem. I chodzi po mieszkaniu, i śpiewa: - Że panda czysta porodziła syna. - Panna, Tosiu, panna. - Panda - Tosia woli swoją wersję. Najgorsze jest jednak to, że te kolędy śpiewa również na spacerach. A w zasadzie nie to jest straszne, że sama je śpiewa, ale że każe to robić mnie. - Tata, Jezus malusieńki - rzuca nagle z wózka, a ja już wiem, że mam to śpiewać. No i śpiewam. Tak cicho, jak tylko mogę. - Tata śpiewa - mówi wtedy moja córka, a ja już wiem, że mam śpiewać głośniej. I śpiewam. I wtedy Tosia sama zaczyna występ. A potem przechodzi przez cały repertuar