Opis
Jest piątek, siódma rano, stacja benzynowa w podwarszawskiej Falenicy. Robert Tekieli ma za sobą długi tydzień, sześcioro dzieci to nie przelewki, do tego sporo pracy przy redagowaniu gazety. A przed nim jeszcze podróż. Do Bogatyni jest prawie 600 kilometrów, w nocy po raz pierwszy w tym roku sypnęło śniegiem, z siedmiu godzin drogi zrobi się dziesięć. Stoimy więc przy niedużym stoliku na kawę i gadamy o Bogu. Obok nas facet w garniturze i z laptopem przegląda gazetę. – W Bogatyni jest ktoś, kto potrzebuje mojej pomocy – mówi Tekieli. – Prowadzę tam rekolekcje. Jestem kimś, kto stawia ludzi w prawdzie. Jak im się otwiera serce, to dalej już
Bóg działa.
Od 10 lat pomaga uzależnionym. Alkohol, narkotyki, seks, masturbacja, porno. Wszystko, co pozwala w łatwy sposób zmieniać samopoczucie, może uzależnić. Ludzie są mało skomplikowani.
Wcześniej Tekieli był magiem. Potrafił czytać myśli innych ludzi, odejmował choroby, panował nad zwierzętami. Ale Bóg nie miał z tym nic wspólnego. Z literaturą też nie. Bo literatura, którą promował Tekieli, nie zawsze bywała pobożna.