Opis
Jeszcze na początku lutego słuchaliśmy informacji o epidemii w chińskim mieście Wuhan jak opowieści z dalekiej Azji, na temat czegoś, co – tak myśleliśmy – raczej nie będzie nas dotyczyło. Niektórych z nas bawiły zdjęcia Chińczyków idących z pięciolitrowymi plastikowymi pojemnikami na głowie, ponieważ zabrakło dla nich maseczek i w ten sposób chronili się przed zarażeniem. Po czterech tygodniach sami zaczęliśmy się zmagać z zarazą. Epidemiolodzy nie mają dla nas dobrych wieści. Uważają, że zostanie ona z nami na długie miesiące, a może nawet na lata. Być może ocieplenie sprawi tylko, że jej siła osłabnie. Specjaliści zastanawiają się, co się stanie, gdy nadejdzie jesień, a potem zima, bo z danych wynika, że wirus najlepiej rozwija się w niższych temperaturach. Światowa Organizacja Zdrowia WHO od dawna przewidywała, że na świecie pojawi się nieznany wcześniej „wirus x”, który przyczyni się do zdziesiątkowania ludzkości. Możemy przypuszczać, że to właśnie najnowszy rodzaj koronawirusa SARS-CoV-2 będzie za to odpowiedzialny. Może więc lepiej przygotować się na to, że zagrożenie zachorowania na tę chorobę stanie się stałym elementem naszego życia? Czy przestaniemy się jej bać dopiero wtedy, gdy zostanie wynaleziona szczepionka? Tak było dawniej w przypadku innych groźnych chorób, wywoływanych również przez wirusy, takich jak odra czy ospa. Wszyscy się nad tym zastanawiamy. Ale, jak mawiał słynny pisarz Stanisław Lem: „Lepiej być dobrej myśli, bo po co być złej”.