Opis
"(...) Pilot kazał załodze przygotować się do wodowania i nadać sygnał Mayday, ale okazało się, że ostatni atak Focke-Wulfów zamienił radiostację w stertę powyginanych i dymiących przewodów. Sytuacja załogi bombowca Man O’War była dramatyczna – znajdowali się nad środkiem kanału w poważnie uszkodzonym samolocie, ale nie mogli przekazać służbom ratunkowym swojej pozycji.
Kiedy bombowiec znajdował się na wysokości 300 metrów za burtę poleciał ostatni Browning i wszyscy szykowali się do wodowania. Wówczas przed nimi pojawił się mały czarny punkcik szybko rosnący w oczach. Po chwili można było dostrzec zarysy skrzydeł i nie było już wątpliwości, że nadlatuje kolejny myśliwiec. Za chwilę Focke-Wulf zajmie pozycję do strzału i zapali Latającą Fortecę, a załoga bombowca nie miała czym się bronić, bo jej broń spoczywała w wodzie na dnie kanału. Wszyscy czekali na cios łaski, wpatrując się w małego myśliwca, gdy nagle bombardier, 2/Lt. John A. Creamer dostrzegł na jego skrzydłach kokardy RAF! Uczucie rozpaczy i bezradności ustąpiło uldze i radości, wszyscy krzyczeli i machali do Spitfire’a. Jeśli nawet będą musieli wodować, to pilot myśliwca poda służbom ratunkowym ich pozycję. (...)
(...) Ostatnie zwycięstwo dla 8./JG 2 meldował o 19:00 młody Uffz. Herbert Gumprecht, którego ofiara rozbiła się w kwadracie 5949/14W. Był to Spitfire BS140, w którego szczątkach poległ 2/Lt. Gene P. Neville. Jego myśliwiec spadł na ziemię z wysokości 150 metrów już blisko brzegu kanału, na południe od Plouescat. W tej samej chwili sukces odnieśli również artylerzyści z 5./Res.Abt. 497, a trafiony przez nich Spitfire ze smugą dymu za ogonem wpadł do portowego kanału. Siedzący w kabinie BR640 Capt. Charles A. Cook zdołał opuścić tonący wrak i niebawem został podniesiony z wody przez motorówkę trafiając do niewoli. Łącznie Niemcy zgłosili zestrzelenie ośmiu Spitfire’ów – pięć piloci 8./JG 2, a trzy artylerzyści Flaku. Dwa inne rozbiły się z braku paliwa.
Ostatni z Orłów zdołał przedrzeć się nad kanał La Manche. Dowódca sekcji Żółtej, F/Lt William H. Baker pilotując BS446 wracał samotnie do Anglii, lecąc tak długo, dopóki starczyło mu paliwa. Kiedy silnik przerwał pracę usłyszano w eterze jego głos, że woduje w kanale. Nigdy go nie odnaleziono.
Z dwunastu nowiutkich Spitfire’ów IX jakie wyruszyły do tej misji, żaden nie wrócił do swojej bazy. Przepadł cały dywizjon. (...)
(...) Okazało się, że z kadłuba wypadł także S/Sgt. Magee, który w zimowym powietrzu nagle odzyskał przytomność. Wiedział, że spadając na ziemię bez spadochronu nie ma żadnych szans na przeżycie. Jedyne co mu pozostało to modlitwa i później przypomniał sobie, że głośno powtarzał, iż nie chce umrzeć, ponieważ jeszcze nie wie nic o życiu.
Z impetem spadł na szklany dach dworca kolejowego w St. Nazaire i z trzaskiem rozbitego szkła przebił się do podłogi. S/Sgt. Magee był nieprzytomny, jedno z jego ramion było niemal odcięte, oko i nos częściowo zmiażdżone, zęby, noga, kolano i kostka były poważnie pokaleczone. Także jego płuca i inne narządy wewnętrzne zostały częściowo zmiażdżone. Ale wciąż żył!
Trudno wytłumaczyć to niezwykłe zdarzenie. Lotnik miał na sobie gruby lotniczy kombinezon, ale wydaje się, że nie bez znaczenia był też kąt pod jakim spadł na pochyłe powierzchnie dachu dworca kolejowego. Istotna mogła mieć także wysokość stalowych dźwigarów rozpostartych w łuk nad torem kolejowym. Tak czy inaczej jakimś cudem S/Sgt. Magee przeżył upadek z ponad sześciu kilometrów! (...)