Opis
Zwrot „imiona Chrystusa” przywodzi na myśl arcydzieło Fraya Luisa de León De los Nombres de Cristo. Niniejsza książka do podobnego miana jednak nie aspiruje, nie zawiera też teologicznych dyskusji. Dotyczy prostszej sprawy – praktyki religijnej; mianowicie tego, jakimi imionami i w jakim celu chrześcijanie Kościołów Wschodnich tak naprawdę wzywali Pana Jezusa.
Tym dwóm zagadnieniom poświęcono poszczególne części tomu: I. Imiona, jakimi określali Jezusa wierni; II. Drogi modlitwy nieustannej, jakie zalecali i jakimi podążali asceci Kościołów Wschodnich. Skoro, z teologicznego punktu widzenia, każda modlitwa jest wzywaniem imienia i skoro jest ona także zbawienna – a nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, przez które moglibyśmy być zbawieni (Dz 4,12) – czy to samo odnosi się również do fonetycznego, że tak to określimy, wołania imienia Jezus? Jakie są źródła tej tradycji? W jaki sposób stopniowo rozwinęła się ona tak bardzo, że dla niektórych przestała być tylko jedną z wielu dróg, stając się drogą modlitwy doskonalszej od pozostałych, a może i jedynej?
Wspomniana przez nas „prostsza sprawa” nieustannie urasta w środowisku chrześcijańskim do rangi kwestii zasadniczej. Aby zająć się nią tak, jak na to zasługuje, należałoby wysłuchać wszystkich świadectw z przeszłości, a to zadanie niemożliwe do wykonania. Dokonano zatem kwerendy częściowej, przeglądając dokumenty wybrane spośród tych, które albo same w sobie wydawały się tu najbardziej nieodzowne, albo w największym stopniu potwierdzały opinie innych osób. Wyniki poszukiwań przedstawiono w niniejszej publikacji.
Oddawany w takiej postaci do rąk czytelnika szkic może nużyć szczegółowymi opisami, a jednocześnie rozczarowywać brakiem tego, co pominięto. Tym, którzy autorowi będą czynić wyłącznie zarzuty, odpowiedziałbym następująco: ponieważ wyszukiwanie imion Pana w rozmaitych dziełach sprawiało mi tak wielką radość, że czyniłem to, póki nie utraciłem resztek mego wzroku, dlaczegóż wy, których oczy są zdrowe, nie spróbujecie znaleźć tyle samo przykładów, uzupełniając stworzony wykaz?
Do tych, którzy w niniejszej książce będą dostrzegać tylko bezużyteczne dłużyzny, powiem: jeżeli do waszych dusz nie przemawiają te badania dotyczące imion Pana Jezusa, zawsze możecie przedłożyć nad nie jakąś miłą dla ucha, intuicyjną i katafatyczą opowieść. Nie zapominajcie zresztą o zastępach profesorów i studentów, którzy swoją cenną cierpliwość i pomysłowość ofiarowują mniej interesującym zagadnieniom. Jestem chrześcijaninem i nic, co dotyczy Chrystusa, nie jest mi obojętne. Odnosi się to zwłaszcza do Jego imion, które w pewnym sensie utożsamiają się z Osobą Pana.
Można by skrytykować sam układ dzieła, nie istnieje bowiem odpowiednie rozróżnienie pomiędzy imionami Jezusa a wzywaniem imienia. Zdarzało się, że jakiś szczegół, a nawet akapit, który mógłby znaleźć się w pierwszej części, zamieszczony został w drugiej, bądź też odwrotnie.
Jako autor ze spokojem przyjmuję wszelkie krytyczne uwagi, życząc sobie, aby zdolniejsi ode mnie, którzy w przyszłości będą zajmować się tą tematyką, w mniejszym stopniu zasłużyli na przygany. Jeden jedyny zarzut natomiast wykluczam i przed nim – jak ufam – wobec Boga nie muszę się bronić: oskarżenie, że nie sprzyjałem całym sercem wszelkim ludzkim wysiłkom zmierzającym do osiągnięcia pokoju, w jedności z Panem, na drodze praktykowania czystej i nieustannej modlitwy. Jeśli jednak znalazłby się jeszcze ktoś, kto by mnie podejrzewał o coś przeciwnego – cóż: „Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nad nami” / Irénée Hausherr SJ