Siadam przed komputerem, w naszym amerykańskim domu, w miejscowości Getzville, w stanie Nowy Jork, zimą, na początku roku 2012, by zapisać moje wspomnienia z tamtego tak ciemnego dziesięciolecia w Polsce. Od czego tu zacząć? Zamykam oczy i pozwalam sobie na luksus przywołania w pamięci różnych, pozornie nic nie znaczących obrazów z naszego życia tam, „przed potopem”. Po 27 latach życia w Ameryce wydają mi się baśnią z tysiąca i jednej nocy... Fragmenty wspomnień: Stara szkoła wychowawcza, przejęta od naszych rodziców pamiętających jeszcze Polskę pod zaborami, mówi, że nie jest najważniejsze co człowiek osiąga w życiu. Istotne jest natomiast kim jest i jak żyje. Tymczasem pierwsze słowa, jakie wypowiedział do nas sprawujący liturgię zakonnik, były zupełnie poza kontekstem mszalnym: „Może nie wszyscy państwo już wiedzą, że tej nocy wprowadzono w Polsce stan wojenny!”. Taka prosta informacja. Nic więcej. Bez komentarza, bo i co i jak miał to kapucyn komentować? Uczymy się nowego życia. Wszystko jest inne. Pokonujemy kłopoty językowe i powoli oswajamy się z amerykańską angielszczyzną. Rewelacyjne okazują się sklepy. Po prostu jest w nich wszystko. Trudno w to uwierzyć. Żal, że tamci w kraju tego nie mają. Wysyłamy paczki i pieniądze do rodziny i przyjaciół. Kraj powraca wciąż w naszych rozmowach.?