"Kobietę osobną i miasto" Vivian Gornick napisała już jako osoba - według wszelkich definicji - dojrzała, bo dobiegała osiemdziesiątki. I w dużej mierze ten autobiograficzny esej właśnie dojrzałości i niedojrzałości dotyczy obserwujemy tu bowiem życie autorki z perspektywy przełomowego dla niej momentu: kiedy kończąc sześćdziesiąt lat, po raz pierwszy poczuła, czym może być pełnia istnienia.
Kanwę dla tego memuaru stanowią spacery po Nowym Jorku, rozmowy z przechodniami, dyskusje z przyjaciółmi, zwłaszcza z najbliższym Leonardem, a także dysputy ze znaną nam z "Przywiązań" matką, jednym słowem: spotkania - czasem przygodne, czasem trwające latami - z ludźmi, w oczach których nasza bohaterka odbija się i przegląda. Wśród nich są również ważni dla Gornick pisarze, jak Charles Dickens, Henry James, George Gissing, Edmund Gosse, Charles Reznikoff, Evelyn Scott i wielu, wielu innych. Dialogując z bliźnimi, autorka roztrząsa kwestie dla każdego z nas fundamentalne: czym jest praca, czym jest przyjaźń, czym jest miłość? A robi to w specyficzny dla siebie sposób, prezentując punkt widzenia osoby "z marginesu" - urodzonej w niewłaściwej klasie społecznej, niewłaściwej płci, niewłaściwej rasie. Potrafi przy tym własną biografię przekształcić w dramat, w którym niejedna i niejeden z nas rozpoznają się z łatwością.