Opis
Gdy włada nami ślepa wola, której można wymknąć się jedynie przez autoredukcję osobowego istnienia – możliwy jest jeszcze postęp? Jakikolwiek postęp: technologiczny albo moralny. Tylko głupiec i człowiek bez serca lekceważyłby dobrodziejstwa postępu. Insulina, ibuprom, pływalnie, ciepłe śniadania, telefony komórkowe, samoloty – podobnych udogodnień ta nasza przyszła Atlantyda zna przecież tysiące. Czego chcieć więcej? Postęp musi być zatem bezgraniczny – gdyby go nie było, świat straciłby sens, a ludzie nadzieję. Oczywiście, na drodze ku lepszemu jutru mogą pojawić się przeszkody – „ciałami ludzi podpalony wiek” – ale samego procesu nie da się już wyhamować. A jednak w świecie Schopenhauera postęp nie jest możliwy. Ideologowie postępu – jego adoratorzy i inżynierowie – są na sam koniec – wcale nie wiedząc o tym – posłańcami nierozumnego, podjednostkowego chcenia. Owszem, postęp potrafi wstrząsnąć właściwie każdym.
Wolny namysł nad światem przegrywa z jego pragmatyczną, utylitarną organizacją. Nowe technologie powoli stają się naszą drugą naturą, naszą „sztuczną inteligencją”. Ulegamy im, zmieniając się nieodwracalnie, bez żadnego kierunku i sensu. Pisał o tym dwieście lat temu zawodowy pesymista niemiecki, jednocześnie największy wizjoner w dziejach filozofii – Artur Schopenhauer. W bieżącym numerze „Kronosa” przypominamy wykłady, jakie wygłaszał o filozofii Schopenhauera – konfrontując ją z myślą Nietzschego – Georg Simmel. Staramy się także uchwycić moment raptownego przyspieszenia, które stało się udziałem cywilizacji współczesnej. Prawdopodobnie wydarzyło się ono w chwili, gdy człowiek po czterech tysiącach lat przesiadł się z konia na pociąg. Piszą o tym w poruszających rozdziałach Wolfgang Schivelbusch i Reinhard Koselleck. Również od nich dowiedziałem się tego, czego wolałbym nie wiedzieć.