Nie ma potrzebniejszej książki o współczesnej polskiej poezji niż ta, która dotyczy twórczości Andrzeja Sosnowskiego. Autor Życia na Korei wyznacza historycznoliteracką granicę między PRL-em i III RP, razem z Marcinem Świetlickim patronuje temu, co dzieje się w naszej liryce po 1989 roku. Z tym, że Świetlicki nawet nie tyle jest lepiej (wnikliwej, skuteczniej i obszerniej) opisany, ile jego dorobek w mniejszym stopniu potrzebuje opisu niż poezja Sosnowskiego wymagająca kompetencji czytelniczych, których brak uniemożliwia jej funkcjonowanie w społecznej komunikacji literackiej [...] Marta Koronkiewicz dba o to, żeby Sosnowski był nie tylko polityczny, ale wręcz rewolucyjny, i słusznie, ale opowiada go w swoim wyborze jako poetę, który na rewolucyjne barykady trafił w rezultacie poszukiwania życia i swojego głosu, zdolnego je wyrazić i ująć się za nim. Ta opowieść zaczyna się od autoreferencjalności i hermetyczności, czyli od takiego Sosnowskiego (niekomunikatywnego" za sprawą skutecznej do granic ironii dekonstrukcji swoich tekstów), od którego zaczyna się lekturę i na którym zazwyczaj się ją kończy. Trudno by było inaczej, jeśli nie dysponuje się monografiami, antologiami oraz rozproszonymi komentarzami, ratującymi przed lekturową katastrofą, najczęstszym doświadczeniem towarzyszącym nieprzygotowanemu spotkaniu z dziełem Andrzeja Sosnowskiego. Piszę o tym, ponieważ antologia Marty Koronkiewicz ma szansę, by ten stan rzeczy zmienić. Czytając artykuły tworzące recenzowaną książkę, można wręcz odnieść wrażenie, że Sosnowski to poeta (prozaik i tłumacz) komunikatywny do granic lekturowej przyjemności. A konkluzja ta nie jest rezultatem skuteczności komentatorów (wyłącznie), ale także, a może nawet przede wszystkim wynika z oceny doboru cytatów, licznych, z Sosnowskiego, które antologia zawiera.