Opis
Poezja bardzo delikatna, ale również brutalna przez swój pozorny chłód. Tak można byłoby spróbować opisać “Lato w hamakach”. Autor tej książki – Mariusz Ropczyński, znany z kilku interesujących tomików, przechodzi od małych codziennych scenek i obserwacji ku myślom uniwersalnego kalibru. Choć te myśli podsuwane są w sposób wręcz bezwiedny; wersy dotykają tu języka jak rozgrzane piórko, a ta cała znaczeniowa i atmosferyczna nawałnica łomocze nam w synapsach. Dla tej lekkości i ciężaru warto przeżyć “Lato w hamakach”.
Ziele
Budynek starej nastawni, w ruinie
od ponad ćwierć wieku,
od dawna owiany był tajemnicą
(miało w nim dojść do morderstwa).
Dziś mało kto tędy przechodzi,
wszędzie pleni się ziele.
Na Boga, cóż więc tu robię
w niedzielne południe?
Zalążki zieleni
Sąsiad o kulach krząta się po obejściu, widać
go stąd jak na dłoni: w ciemnej, kraciastej koszuli,
strzępiących się ogrodniczkach. Cudem przed laty
wygrał z chorobą, dziś patrzy już na to inaczej:
„Cudem prawdziwym była chęć życia – widać
mi jej nie brakuje”. Wokół zalążki zieleni.
Krzyk
Drzwi domykają się lekko.
Skupiony próbuję usunąć
psu kleszcza, by jutro znów
przyniósł ich kilka na sobie.
Wiatr strąca gałąź, ktoś woła
za dzieckiem, bez skutku.
Wiersz właśnie uparł się
mówić, wystarczy tylko
ustąpić mu pola.
Wnętrza
Kucam przy stole, by nabrać
dystansu, przemilczeć jej słowa.
Miłość się cofa.
Nie umiem żyć pełniej, ciągle coś robię,
bo trzeba? Nie umiem żyć pełniej.
Sprzątnąłem dziś garaż, lecz nadal wygląda
jak przedtem, tyle w nim gratów i śmieci.
Wieczorem telefon przynosi
wiadomość: wszystko rozpada się
jak za dotknięciem.