Opis
„Nikt mnie bowiem nie uwikła w brzydotę” – głosi jedno z mott, jakie Patryk Nadolny opatrzył swoje Limesy. I nie pomylił się: niezależnie, czy wiersze w książce brzmią jak intymne wyznania, czy też czerpią z tego, co w świecie jest zewnętrzne (a może nawet obiektywne), jest w nich i majestat, i delikatność. Jest tu trochę poetyckiej wędrówki przez kulturę, przypominające wycieczkę ducha ludzkości przez to, co nas ukształtowało (a może kształtuje dalej, bo nigdzie nie ma wyraźnie postawionej kropki), a trochę tego, co taki duch – niepewny, wrażliwy, trochę ironiczny – wydobyć może z jednostki. Najlepsze jest to, że choć całość jest pięknie liryczna, to most między poetą a czytającym ma mocne, żeby nie powiedzieć, że klasyczne fundamenty – sprawia to, że wiersze można czytać tak, jakby się było częścią tego, co je stworzyło. I bardzo dobrze.