Opis
Niebieską bluzkę odłożył na półkę, zamknął w szkatułce bursztynowe korale. - Niech to wszystko jeszcze zostanie tam, gdzie wyznaczyłaś swoim byciem w świecie. Nie zamknę w jednym miejscu samego siebie. Tym bardziej, że ja - człowiek przestrzeni - w niej ciebie dostrzegłem. I jest tak samo od wielu lat: jesteś stale obok. Ale może, będąc w Wieczności, zmęczysz się podążaniem za mną w czasie i zatrzymasz się? Ja, nim niesiony, pójdę dalej i powstanie między nami dystans, ustali się - jak dla kontrolera lotów - bezpieczna separacja? Być może wtedy zacznę przenosić twoje ubrania, buty, bluzki, płaszcze. Wcześniej nie. Na razie nie widzę jej między nami, zwłaszcza w czasie. Mój czas jest twoim. Nie zatrzymałaś się, podążasz ze mną krok za krokiem. A jeżeli nie zatrzymasz się i nie powstanie najmniejsza nawet odległość? Wszystko zostanie bez zmiany. Chociaż do końca nie wiem, czy to ty podążasz za mną, czy ja ciągnę ciebie z Wieczności w moje czasowe istnienie? Jeżeli nie dostrzegę między nami dystansu, niczego nie ruszę. [...] A nasza dziwna, rozpoczęta w przestrzeni miłość - pomimo twego odejścia - wcale się nie skończyła. Chociaż tęsknię i tak mi ciebie brakuje. Pozostając stale z tobą, będę czekał i przypatrywał się twojej obecności we mnie.
Miłość jest z przestrzeni. Ogromnej, nieogarnionej, w każdym kierunku takiej samej, identycznej. Już ci mówiłem, że nie ma w niej żadnego wyróżnionego miejsca. Czasami tylko mgła chmur określa kierunki. [...] Jej ogrom przyprawia o zawrót głowy. Jest czystym istnieniem, chociaż niczego w niej nie ma. Jakby ogromne, pozbawione granic morze nicości, wypełnione światłem. Wolność, swoboda, pełny oddech duszy. Tutaj z kolei różnorodność, bogactwo i złożoność bycia. Przerasta nas, przekracza, przewyższa. Wbrew pozorom w głowie dalej się kręci, szumi, wibruje. Gubimy się bardziej niż nad ziemią. Możemy wręcz szaleć, wygłupiać się, igrać z istnieniem. Nic nam pozornie nie grozi, nie rozbijemy się. W górze to niemożliwe, nie ma miejsca na żarty. W kokpicie pozostaje jedynie psychika i przestrzeń. Żadnej twarzy. Tylko przyrządy, kontrolki, wzkaźniki. Przestworza nie mają oblicza. Myślę, Agnieszko, że w tym ogromie nieskończonego, pustego istnienia przestrzeni i tego tutaj, w świecie, każdemu z nas dana jest i przypisana jedna, jedyna twarz, w której zawiera się jego całość, ogrom, nieskończoność. Rozumiał to pewnie twój Piotr obeznany z nią, rozumiem ja. Dlatego tak patrzyłem na Anię. To sposób, w jaki się daje, jego dar. Ono samo jest zbyt wielkie, by je w pełni zrozumieć, odczuć. Teraz wróciło i ukazało się ponownie w twojej twarzy. Nie mogła być inna, tylko taka.
O Autorze
Andrzej Rekiel, doktor nauk filozoficznych, studiował na Wydziale Chemii i Fizyki Technicznej Wojskowej Akademii Technicznej. W roku 1982, podczas stanu wojennego, został usunięty z uczelni z powodu uczestnictwa w spotkaniach Duszpasterstwa Akademickiego Jezuitów w Warszawie. Publikował na łamach tygodnika konserwatywno-liberalnego "Najwyższy czas" oraz miesięcznika "Przegląd Powszechny". Przed kilku laty pierwotne zainteresowanie filozofią społeczno-polityczną porzucił na rzecz myśli Martina Heideggera. Mieszka w Lublinie.