Kto, jak ja, spogląda wstecz na prawie sto lat życia, ma wiele do opowiedzenia. Moja żona Sophie już od dłuższego czasu prosiła mnie, bym napisał swą autobiografię, lecz ja wytrwale się wzbraniałem – pisze Bert Hellinger i dodaje:
Ponieważ nie jestem ani gwiazdą rocka ani aktorem z Hollywood, chętnie pokazującymi publicznie prywatne sprawy, nie widziałem powodu, dla którego miałbym o sobie opowiadać. Niektóre zdarzenia mojego życia stały się jednak pożywką dla plotek i spekulacji. Były ksiądz, który w wieku prawie osiemdziesięciu lat rozwodzi się z żoną, aby poślubić dużo od niej młodszą inną kobietę, szybko staje się obiektem domysłów. (…) Czy wolno mi obarczać moją żonę, później – kiedy już mnie nie będzie, a to może zdarzyć się w każdej chwili – zadaniem zabierania głosu w moim imieniu? Odpowiadania za mnie na pytania związane z moją osobą? Załatwiania za mnie tego, na co sam nie mam ochoty? Nie, nie mam do tego prawa. I nawet jeśli ona sama podjęłaby się tego wszystkiego dla mnie, czy byłoby to wiarygodne? Czy nie wywołałoby to zarzutów stronniczości i nie naraziło jej na dodatkowe trudności? Dlatego czas, abym teraz sam wszystko wyjaśnił i zatroszczył się o wprowadzenie jasności w zakresie tych różnych tematów. (...) Mam nadzieję, że harmonia towarzysząca powstawaniu tej książki podziała także na jej czytelnika, oraz że ta autobiografia pomoże mu w znalezieniu drogi do pełniejszego i szczęśliwszego życia.
Pisanie autobiografii jest podróżą. Podróżą w czas przeszły, który wiedzie w czas teraźniejszy. Mężczyzna spotyka dziecko, starość spotyka młodość, bliski koniec spotyka początek. Kroczę przez moje życie, którego koło się zamyka, brakuje jeszcze tylko ostatniego kawałka. To przyszłość, nie pozostało mi jej już dużo. Patrzę na nią bez smutku. Hojnie zostałem bowiem obdarowany czasem. Długim czasem, który wolno mi było samemu kształtować, podczas gdy on kształtował mnie. Kształtował wszystkimi zdarzeniami i ludźmi, wszystkimi odkryciami i myślami. Patrzę teraz na niego pełen wdzięczności i pokory. Był mi przychylny.
Bert HellingerAnton Hellinger (1925-2019), znany jako Bert, w wieku 20 lat wstąpił do katolickiego Zgromadzenia Misjonarzy z Mariannhill. Studiował filozofię i teologię na Uniwersytecie w Würzburgu, po czym został wysłany do diecezji Mariannhill w Południowej Afryce, gdzie skończył kolejne studia zdobywając University education Diploma. Później został wysłany do diecezji Mariannhill jako duszpasterz, a następnie pracował jako dyrektor jednej z najlepszych szkół dla rdzennych mieszkańców w Południowej Afryce. W Afryce zapoznał się z wiedzą na temat dynamiki grupowej, którą z sukcesem stosował w swojej szkole. Po 16 latach posługi w Południowej Afryce został przeniesiony z powrotem do Niemiec, gdzie w Würzburgu prowadził seminarium duchowne Zgromadzenia Misjonarzy z Mariannhill.
Po dwóch latach opuścił zarówno zakon, jak i stan kapłański. Rozpoczął studia w dziedzinie psychoanalizy, które ukończył jako psychoanalityk z państwowym dyplomem. Jednocześnie oferował warsztaty dotyczące dynamiki grupy, poszerzając je krok po kroku o metody, w których kształcił się w szeroko zakrojony sposób.
Od 1979 roku zaczął praktykować ustawienia rodzin, z którymi przede wszystkim łączy się jego nazwisko. Jest twórcą ustawień systemowych, które są metodą porządkowania splątanych i zerwanych więzów ludzkich. Prowadzą w głąb, ku pojednaniu tego, co w naszym ludzkim pojęciu wydaje się niemożliwym do pojednania. Do innej świadomości i innego wymiaru miłości — miłości ducha.
Metoda ustawień rodzinnych nie była nagłym odkryciem ani darem z nieba. To raczej kontakt z pracą Thei Schönfelder, Virginii Satir, Ruth McClendon i Lesa Kadisa sprawił, że zrodziło się we mnie przeczucie istnienia nieznanych mi do tej pory, wzajemnie na siebie oddziałujących sił psychicznych – pisze Hellinger i dodaje:
Osobiście uważam, że do zrozumienia większych, złożonych zależności potrzebna jest też łaska. Dlatego spoglądam z wielką pokorą na to, co dane mi było zdziałać przy pomocy ustawień rodzinnych. Nigdy nie myślałem, że ta forma pomocy życiowej, jak je nazywam, będzie kiedyś praktykowana na całym świecie. To, że mogłem tą metodą pomóc tak wielu ludziom napełnia mnie uczuciem szczęścia i głęboką wdzięcznością wobec losu.