Opis
Wiele rzeczy wlecze się za nami, utrudnia życie, szkodzi na różne sposoby. Nie potrafimy sobie z nimi poradzić, nie wiemy, co zrobić, żeby wreszcie zniknęły. I nie przychodzi nam do głowy rozwiązanie oczywiste – przeszkadzają nam te sprawy, których nie zakończyliśmy, których nie potrafiliśmy albo nie umieliśmy domknąć.
Tyle tylko, że zamykanie spraw tak, aby można było rozpoczynać nowe, to wyjątkowo trudna sztuka. Trzeba wiedzieć, kiedy podjąć decyzję o zakończeniu i rozpoczęciu, co robić, co mówić. Pomogą w tym znakomite autorki tekstów zgromadzonych w tej książce. Dzięki ich wiedzy i głębokiemu doświadczeniu, dzięki ich praktycznym poradom i wskazówkom proces dobrego kończenia starych spraw i rozpoczynania nowych będzie znacznie prostszy i szybszy.
Zanim podejmiemy decyzję o dokonaniu zmiany, postawmy sobie bardzo ważne pytanie o to, co nami kieruje: chęć odegrania się, wyrównania rachunków, pragnienie wywołania burzy, która w naszym przekonaniu oczyści atmosferę? Zróbmy to nawet wtedy, gdy sytuacja jest bardzo napięta, a ludzie lub sprawy przysparzają nam dyskomfortu i trudności. Jeśli możemy wyjść z trudnej lub krzywdzącej dla nas sytuacji, postarajmy się zrobić to na tyle spokojnie, na ile to możliwe. Nie prowokujmy dodatkowych „starć” – negatywne emocje wiążą
z przeszłością równie silnie, jak pozytywne odczucia, a przecież zależy nam na zamknięciu tego, co było. Poza tym ludzie pamiętają związane z nami emocje, zwłaszcza negatywne,
i trudno to wymazać. Pochłaniają one także naszą energię, której będziemy potrzebować do dobrego rozpoczęcia nowego etapu.
Jeśli więc możemy wejść w nowy etap, zróbmy to, ale drzwi starego domknijmy możliwie cicho. Zróbmy też porządki, zanim się „przeprowadzimy” – nie zabierajmy ze sobą rzeczy zbędnych, nie naszych, „za małych”. Będzie lżej, a nowe i tak przyjdzie.
(Joanna Heidtman, Coś się kończy, coś się zaczyna)
Fragmenty:
Rozstania bez zniszczeń
Rodzice często traktują dorastające i dorosłe dzieci jak wymagające opieki, mało racjonalne istoty, którym wciąż trzeba mówić, jak mają żyć. Nie pamiętają, że troska i pomoc są doceniane tylko wtedy, gdy ktoś ich oczekuje. Narzucone – wywołują bunt, gniewne słowa,
a nawet fizyczną agresję, ponieważ odbierane są jako zamach na wolność wyboru
i autonomię. Psychologowie tłumaczą, że oczywistą reakcją na każdą presję, a zatem także
na nadopiekuńczość, jest przekora, psychologiczny opór, a czasem, paradoksalnie, efekt bumerangowy, czyli upieranie się przy swoim zdaniu i zachowaniu nawet wtedy, gdy przynosi to więcej strat niż zysków.
Rodzice dają dzieciom wszystko, co uważają za dobre. Lata jednak mijają i przychodzi czas, gdy należy odciąć pępowinę. Z poziomu darowizn trzeba przejść na poziom stosunków partnerskich. Pomagać warto wtedy, gdy ktoś tej pomocy potrzebuje, a nie wtedy, gdy pojawi się potrzeba udowodnienia własnej przydatności.
Tak często słyszę w gabinecie wypowiadane w poczuciu krzywdy i ze łzami słowa skargi: „Wszystko dostał/dostała, a teraz mnie nie szanuje, odrzuca pomoc, widocznie nie kocha, bo nie dzwoni, nie chce spotkań. Żmiję na własnym łonie człowiek wyhodował”. A przecież szacunek wobec innych oznacza m.in. uważne wsłuchiwanie się w ich potrzeby
i oczekiwania. Skończmy z narzucaniem się w poczuciu, że wiemy lepiej. Może i wiemy, ale dobre relacje wymagają pokory i okazywania szacunku.
Dorastające i dorosłe dzieci często obwiniają rodziców o własne niepowodzenia
i zaniechania. To prosta droga do zerwania serdecznych dotychczas więzi. Dobrze, aby dorośli ludzie sami odpowiadali za siebie. Warto doceniać wszystko dobre, co dali rodzice.
Z pewnością popełnili wiele błędów, bo są tylko ludźmi. Czas wybaczyć, podziękować
i wyznaczyć granice.
Hanna Hamer