 
            Krzesimir Dębski, znany kompozytor, przez całe życie żył w cieniu rzezi  wołyńskiej. Jego rodzice cudem uratowali się z pogromu, jaki urządzili  Ukraińcy z UPA we wsi Kisielin i okolicach, gdzie zginęło okrutną  śmiercią kilkudziesięciu Polaków. Relacje świadków tej rzezi, w tym  rodziców Krzesimira Dębskiego, są wstrząsającym świadectwem ludobójstwa. 
 Krzesimir Dębski: był 11 lipca 1943 roku, Krwawa Niedziela na Wołyniu. W tym dni nacjonaliści z Ukraińskiej Powstańczej Armii wtargnęli do domów i kościołów w wołyńskich miastach i wsiach, by pozabijać Polaków  zebranych na sumach. Napadli też na kościół w Kisielinie, gdzie na mszę  poszli moi rodzice. Ta niedziela była dniem rozpoczynającym masakrę.  Wcześniej zdarzały się mordy, ale od tej niedzieli zaczęła się rzeź.  Urodziłem się dziesięć lat później, jednak kolejne godziny 11 lipca 1943 r. znam z relacji rodziców, jakbym sam je przeżył. Mama z ojcem uciekli z pogromu, Ukraińcy jednak porwali i zabili mojego dziadka i babcię. PO LATACH POSZUKIWAŃ SPOTKAŁEM ICH MORDERCĘ.
 
