Nieświęty Mikołaj
Gdy wiara, nadzieja i miłość otwierają zamknięte drzwi Jaśmina całe życie marzyła o własnej pracowni. Na drutach potrafiła wyczarować niemal wszystko. Zakochana i ufna postanowiła odłożyć swoje marzenia na później i zainwestować w firmę narzeczonego.
Za głosem serca
Chociaż przyjaciele i babcia ostrzegali ją przed Radkiem, poszła za głosem serca. W pewną przedgrudniową noc mały chłopiec z zadartym nosem przekazuje Jaśminie wiadomość, która wywraca jej życie do góry nogami. Gdy dziewczyna już niemal traci resztki nadziei, z pomocą zjawia się tajemniczy Nieświęty Mikołaj.
Magia świąt
Czy Jaśmina zdoła jeszcze komuś zaufać? Czy poradzi sobie z problemami, które niejednego przytłoczyłyby na dobre? Czy magia świąt zadziała? I jaką rolę odegra w jej życiu chłopiec z zadartym nosem? Nieświęty Mikołaj i Ciebie obdaruje wiarą w świąteczne cuda.
Magdalena Kordel
Magdalena Kordel jest jedną najpoczytniejszych polskich autorek. Jej powieści, m.in. Anioł do wynajęcia i cykl Malownicze, sprzedały się w nakładzie 300 000 egzemplarzy
Fragment książki Nieświęty Mikołaj
Pucułowaty niebieskooki chłopiec stał przed zamkniętą
furtką, ściskając w rączce lekko wymiętą kopertę. Piegowaty i nieco zadarty nosek miał zsiniały z zimna, czapka, zawadiacko nasunięta na jedno ucho, sprawiała, że wyglądał czupurnie, ale jednocześnie odsłaniała drugie, które
było już solidnie zmarznięte.
Ale co zrobić? Coś za coś. Już dawno zauważył, że dorosłych rozczulała taka zadziorność. A tutaj przecież gra była
warta świeczki. Gość, który poprosił go o przekazanie listu,
wręczył mu dwudziestozłotowy banknot. Julek wciąż jeszcze
nie mógł uwierzyć w tak wielkie szczęście i co chwila sprawdzał, czy pieniądz aby na pewno jest w kieszeni kurtki. Był
i szeleścił obiecująco w zmarzniętych palcach.
Jak dobrze pójdzie, to może ta pani, której miał doręczyć list, też dorzuci coś od siebie? – rozmarzył się. Nawet
piątka byłaby niezła. A gdyby dała dychę, byłbym prawdziwym szczęściarzem.
Ale żeby którakolwiek z tych fantazji mogła się ziścić, ta
pani przede wszystkim musiała się pojawić.
– Zwykle wraca koło piątej, ale może się trochę spóźnić. To bardzo ważna wiadomość i naprawdę musi trafić
we właściwe ręce. Poczekasz? – upewnił się facet, wręczając mu kopertę.
– No przecież obiecałem. A ze mnie, proszę pana, jest
solidna firma – odpowiedział poważnie.
Tak zwykle mówił jego tata, gdy rozmawiał z potencjalnymi klientami, i to zapewnienie zazwyczaj działało. Ale
temu Julek w ogóle się nie dziwił. Już dawno zauważył, że
tata miał w sobie coś takiego, co z miejsca przekonywało
do niego ludzi. Po prostu – od czubka głowy aż do pięt był
uosobieniem stabilności i pewności. Budził zaufanie.
Julek marzył, że gdy dorośnie, będzie do niego podobny. Pewny siebie, zaradny i zawsze gotowy do tego, żeby się
wziąć z życiem za bary.
Ale niestety. Nie zdążył dorosnąć, a już na jego dziewięcioletnie barki spadł ogromny ciężar. Na początku jakoś lepiej sobie radził, lecz teraz z dnia na dzień sytuacja coraz
bardziej się komplikowała.
I znikąd pomocy – pomyślał ze smutkiem. – Jak tak dalej
pójdzie, będę musiał rzucić szkołę, a to na pewno nikomu
nie wyjdzie na dobre. Na razie udało mu się opuścić tylko
dwa ostatnie dni, ale kto wie, co przyniesie przyszłość – pociągnął nosem, ale gdy tylko poczuł, że coś drapie go w gardle, podniósł głowę i zmusił się do dziarskiego uśmiechu.
Facet, który stał przed nim, za nic nie mógł zauważyć, że
Julek się smuci. Po pierwsze, mógłby uznać go za mazgaja
i poszukać kogoś innego do wykonania zadania, a po drugie,
nie wyglądał na kogoś, kto by się przejmował problemami
innych. To nie był gość, któremu można by było się zwierzyć. A zresztą, nawet gdyby był idealnym słuchaczem, Julek
doskonale wiedział, że nie może pisnąć ani słowka o tym, co
go spotkało. Za nic na świecie. Nie teraz.
Skoro wytrzymałem tyle, to wytrzymam jeszcze trochę –
uznał. – Ostatecznie bycie synem takiego ojca zobowiązuje – pomyślał, usiłując odgonić od siebie poczucie beznadziejności i potwornego osamotnienia.
– Tak jak mówiłem, nie musi się pan martwić, dostarczę wszystko, co trzeba. Przekona się pan. Spokojna głowa! –
Odchrząknął, wypinając pierś obleczoną puchową kurtką.
Na całe szczęście drapanie w gardle, które zwykle zwiastowało zbliżające się łzy, ustało, kryzys został zażegnany,
a na twarzy mężczyzny od koperty pojawił się lekki uśmiech.
– Przekonałeś mnie, mały, tak trzymaj. Takich ludzi nam
potrzeba. – Poklepał go protekcjonalnie po ramieniu i nareszcie sobie poszedł.
Gdy zniknął za rogiem ulicy, Julek odetchnął z ulgą.
W tym gościu było coś, co mu się zdecydowanie nie podobało. Niby elegancki, niby taki miły i uprzejmy, ale jakiś
taki… picuś-glancuś, jak powiedziałaby o nim babcia.
– Pamiętaj, Juluś, nie to złoto, co się świeci – mówiła
mu często. – Bo człowieka to nie po ubraniu poznasz ani
nie po tym, co mówi.
– A po czym, babciu? – zapytał zaciekawiony.
– A po różnych rzeczach, ale tak na pierwszy rzut, to po
oczach – odpowiadała po krótkim namyśle.
A ten tu facet od koperty oczy miał dziwnie rozbiegane
i jakby uciekające na boki. Babci na pewno by się nie spodobał. Ale w tej chwili nie to było istotne. Najważniejsze, że dostał zlecenie i zapłatę z góry. Teraz tylko musiała pojawić się
pani, która miała odebrać kopertę. „Kolorowa czapka z pomponem, długi szalik” – tak ją opisał ten elegancik-francik.
Julek z niecierpliwością przestępował z nogi na nogę. Piąta minęła już jakiś czas temu, a co gorsza, z ciemnych chmur,
które od samego rana cierpliwie i konsekwentnie zasnuwały niebo, zaczął padać marznący deszcz. Chłopiec pociągnął
nosem, głęboko westchnął i jeszcze mocniej zacisnął zgrabiałe palce na kopercie.
W tej samej chwili latarnie po obu stronach ulicy zamigotały i zajaśniały żółtym, zamglonym światłem, a u wylotu ulicy pojawiła się kobieca postać. Już z daleka wzrok
przyciągała kolorowa włóczkowa czapka i kiwający się na
jej czubku wielgaśny pompon. Równie barwny szalik sięgał
idącej niemal do stóp. Nie było wątpliwości: właśnie nadchodziła ta, na którą czekał.
Julek wyprostował się, zsunął czapkę jeszcze bardziej na
bakier, a końcówkę szalika przerzucił przez ramię. Był gotowy i zamierzał zrobić naprawdę dobre wrażenie.