Odgarnęła za ucho pasmo lśniących brązowych włosów i zapięła guziki zielonego aksamitnego płaszczyka. Był trochę ciasny i miał przykrótkie rękawy, ale niczego cieplejszego nie miała. A listopadowy wiatr był tak przeszywająco zimny! Sięgnęła po małą kuszę i zbliżyła się do krawędzi dachu. Pewnym ruchem przyłożyła broń do obojczyka i wystrzeliła krótki, czarny bełt. Przeciął ze świstem powietrze, unosząc cienką, stalową linę. Jego grot wszedł w ścianę sąsiedniego gmaszyska jak w ciepłą kaszę. Przywiązała końcówkę liny do komina i zajrzała do jednej z licznych kieszeni płaszcza...