Opis
A niektórzy są lutnikami. Nawet w mieście Warszawa są pracownie lutnicze, o czym dowiedział się, kiedy przez przypadek wrzucił w google słowo „lutnik”. Facet kształcił się u mistrza w Zakopanem, teraz pracuje z synem, który przejmie interes po ojcu. Siedzą sobie, strugają, słuchają, jaki grusza ma dźwięk, jaki świerk czy też inne drzewo. Gdzie trzeba jeszcze wygładzić, gdzie milimetr odjąć, gdzie dodać no to raczej gorzej, a po wszystkim jakim to pociągnąć lakierem. Smyczki także samo – z czyjego to skombinować jelita, czy to owcy czy kota, i tak zwierzątko sobie chodziło, trawiło (obywając się przy tym bez papieru toaletowego), a teraz na skutek przekształcenia jelita w smyczek będzie grało Bacha, Purcella. Albo z końskiego włosia czy z czego tam, także samo: koń chodził, ogonem muchy odpędzał, a teraz przez niego wszystkie przechodzą nutki. I to jest to piękne, lepsze życie: siedzi taki (wyobrażał sobie, że w jakiejś półpiwnicy, w półmroku, pod sklepieniem), siedzi, dłubie, poleruje i powoduje czy tam sprawia odwieczną nieustanną przemianę.
Fragment książki