Opis
Przyjęcie tego straszliwego ograniczenia – mieć Świętego jakby na wyciągnięcie ręki, lecz jednocześnie musieć zachować dystans – wymaga wiary-zaufania, na którą Ewa się nie zdobyła. Lecz czy brzemię winy ona sama ma dźwigać? Pomyślmy bowiem… jeśli stworzenie mocą własnej natury skierowane jest ku Bogu, to czy nie możemy powiedzieć, że Bóg jest „współwinny” upadku Ewy? Że Jego powinnością było przewidzieć, że będzie ono biegło ku Niemu jakby na oślep i w szale? Czy to możliwe, by „nie widział”, jaką miłość wzbudza i jaką dążność ku Sobie? Jako Bóg zakryty (por. Iz 45, 15) chroni stworzenie przed swą mocą, lecz jako Deus revelatus nie chroni stworzenia przed swym pięknem. Cóż ostatecznie jest niepojętego w geście Ewy pragnącej stopić się z Bogiem? Przecież przypomina ona Oblubienicę z Pieśni nad Pieśniami, niczym w gorączce biegającą po mieście (jak Ewa, po terenie ogrodzonym), w poszukiwaniu swego Ukochanego. Co więcej, Ewa istotnie jest Oblubienicą: ukochaną Boga („była dobra”), ostatnim stopniem gradualnego procesu kreacji, a więc zwieńczeniem dzieła stworzenia, nieupadłą, płodną, całą piękną.