Życie pisze scenariusze, które potrafią działać na wyobraźnię, które zapadają w pamięci wielu pokoleniom, urastając niekiedy do nieśmiertelnych symboli, stając się inspiracją do nowych - pisanych już ludzką ręką - scenariuszy. Któż dziś nie wie, czym był Titanic. Gdybym pokusić się miał na określenie go jednym słowem, rzekłbym: nieuchronność. Choć wolny od determinizmu, ba! jako racjonalista wręcz nieuznający go, w jednej (jedynej?) sferze muszę mu ulec. To Życie, które przecież tak nieuchronnie zmierza ku jednemu. Ale Człowiek jest coraz bardziej dumny, pyszny, wynoszący się ponad Nie i coraz bliższy przekonania, że jest nieśmiertelny. Tymczasem Nieuchronność wisi nad nim niezmiennie i niezależnie od siły jego przekonania. Wielu z nas zaskakuje, część z nas ją "odkrywa", a jeszcze inna po prostu o niej wie. Wszyscy jednak prędzej czy później zdajemy sobie z tego sprawę i próbujemy na różne sposoby łagodzić skutki tegoż uświadomienia, w skrajnym chyba przypadku odwołując się do Boga, boga, bożka(ów) itp. - albo im ulegając, albo się przeciw nim buntując. Poezję odczytać można na wiele sposobów i nie wypada dawać wykładni, jak należy robić to "prawidłowo", więc i ja tego robił nie będę. Nie zamierzam zatem "tłumaczyć" tomiku Płyniemy Titanikiem na "jedyny słuszny język". Niech zrobi to każdy na swój użytek, czytając ten mądry, ciepły i w jakiejś mierze też deklaratywny zbiór wierszy Ewy Pawłowicz. Zbigniew Zebar