Opis
Przybyłem w twoje miasto zatem o południu, podróżą znużon, upałem rozsierdzonym, jakiegom może w Karnaku owego dnia doświadczył, gdy pod lazurem bezkresnego nieba spały się kolumny, padając z łoskotem wobec siebie. A słowa nie rzekł nikt. Nie było ni lamentu, krzyku. Widziano tylko, jak ktoś się w cieniu ukrył, a ten go ujął, iż przysłaniano oczy, z których kapała, z wolna, własna jego krew, pozostawiając na rozpalonym planie, na krótko, ciemną jego skazę. Takim początek był mej drogi - i jej nieuczyniony kres.