Opis
Poezje wybrane Wojciecha Łęckiego to 342 pozycja wydana w serii „Biblioteka Poetów”.
Pierwszy tomik serii zawierającej najcelniejsze utwory poetów polskich i obcych ukazał się pięćdziesiąt lat temu.
Od 1967 roku Czytelnicy LSW-owskiej BP zapoznają się z twórczością poetów reprezentujących różne szkoły, kierunki i style.
Publikujemy w niej, często po raz pierwszy w Polsce, między innymi lirykę najwybitniejszych twórców z całego świata.
W „Bibliotece Poetów” poza zbiorkami twórczości indywidualnej prezentujemy antologie, np. poezji legionowej, miłosnej czy religijnej.
Niebieskie adresy
Poeci nie lubią spotkań z czytelnikami cudzych
wierszy. Nie ma nic przyjemnego w uświadamianiu
sobie, że wszystko już było. W uświadamianiu
kogoś, że powinien widzieć nie to i nie tamto,
co widzi, co widział i co jeszcze zobaczy. I że
ze wszystkim nie tak, nie tak, jak chcieliby poeci.
I ten wewnętrzny przymus dobierania słów
do sytuacji... Nie pytajcie ich nigdy,
skąd się biorą wiersze. Tylko absurdalnymi
wyrokami śmierci, wydanymi na siebie,
udaje się im niekiedy dolecieć do jakiejś tajemnicy,
do jakiegoś nieba, którego nieistnienia
nawet się nie domyślali. Umierają dość często
przed śmiercią lub pisują wiersze-donosy
na życie, które szczerzy się do nich
każdą niedomknietą godziną-szufladą.
W domu bywają nierzadko cyniczni albo nieobecni.
Albo bywają daleko. Przechodzą obok życia
na rauszu, dziwiąc się, że istnieje coś takiego
jak rzeczywistość i że w niej rodzą się dzieci zamiast
wierszy. Czas leniwie przecieka im przez palce,
ale za to boleśnie. Pośród nieustannych rozczarowań,
w dostarczaniu których są większymi mistrzami
niż w poezji, opędzają się od brzęczenia kolejnych
dni. Giną od niespodziewanego ukłucia żądłem
niewyparzonej chwili. Nigdy nie wiedzą,
skąd nadciąga ich zmierzch.
Poeci namiętnie uprawiają czarnowidztwo.
Pewnie dlatego nawet czytelnicy, których każdy
tom wierszy wprawia w zakłopotanie, usiłują
sprowadzić ich na ziemię w okrągłe rocznice śmierci.
Są to próby z góry skazane na niepowodzenie.
Niebieskie adresy wydają się nieskończenie fałszywe.
Płock 2007
Brzemię
upadał
wołali chodź do nas
upadał
skandowali sto lat
upadał sam
a podnosił wszystkich
umierał
wtedy przyszli
był dla nich
a oni dla siebie
sądzili go nie sądzili
że będzie miarą