KSIĄŻKI
ZABAWKI
ART. PAP
GRY
MULTIMEDIA
PROMOCJE
ZDROWIE
DOM I OGRÓD
LEGO
Okładka książki Polowanie na 'czerwony październik'

Polowanie na "czerwony październik"

Autor: Tom Clancy

Wydawca: Znak
ISBN: 978-83-240-5701-6
EAN: 9788324057016
oprawa: broszurowa
format: 140x205
język: polski
liczba stron: 560
rok wydania: 2021
(0) Sprawdź recenzje

Opis

Polowanie na "czerwony październik"

Trwa zimna wojna. Radziecki okręt podwodny „Czerwony Październik” wbrew rozkazom sowieckiej admiralicji kieruje się ku wybrzeżom Stanów Zjednoczonych. Jakie zamiary ma Marko Ramius, kapitan nowoczesnej i nieuchwytnej dla radarów łodzi podwodnej? Czy zgodnie z zapewnieniami Rosjan stanowi zagrożenie dla Amerykanów? Istnieje prawdopodobieństwo, że Ramius chce przekazać Amerykanom okręt, oczekując w zamian azylu politycznego.

Jack Ryan powraca!

Rozkaz śledzenia „Czerwonego Października” i rozwiązania zagadki dostaje amerykański kapitan Jack Ryan. Tymczasem władze radzieckie wysyłają w pogoń za dezerterem całą flotę atlantycką. Nie mogą dopuścić do przechwycenia okrętu podwodnego przez wroga, potwierdzając tym samym przypuszczenia amerykańskiego wywiadu.

Klasyka literatury sensacyjnej mistrza wartkiej fabuły w nowej odsłonie!

Fragment książki Polowanie na "czerwony październik"

„Czerwony Październik”
Kapitan pierwszej rangi radzieckiej marynarki Marko Ramius
ubrany był odpowiednio do arktycznych warunków, jakie panują zwykle w Polarnym – bazie okrętów podwodnych Floty Północnej. Miał na sobie pięć warstw wełnianej odzieży i sztormiak.
Brudny holownik obrócił okręt na północ, dziobem do wyjścia.
Hangar skrywający „Czerwony Październik” nie różnił się teraz niczym od wielu innych wypełnionych wodą betonowych
gniazd, zbudowanych specjalnie po to, żeby zapewnić schronienie okrętom podwodnym wyposażonym w rakiety strategiczne.
Na nabrzeżu grupa marynarzy i dokerów żegnała odpływających z typowo rosyjską powściągliwością – bez zbędnych gestów i wiwatów.
– Kamarow, mała naprzód! – polecił Ramius.
Holownik zszedł im z drogi i kapitan obejrzał się, by rzucić
okiem na spienioną wodę, którą wprawiały w ruch dwie śruby z brązu. Dowódca holownika pomachał na pożegnanie. Ramius odpowiedział tym samym gestem. Holownik miał proste
zadanie; wykonał je szybko i sprawnie. „Czerwony Październik”,
okręt klasy Tajfun, o własnych siłach ruszył farwaterem w stronę Zatoki Kolskiej.
– Jest „Purga”, towarzyszu kapitanie.
 
Grigorij Kamarow wskazał na lodołamacz, który miał wyprowadzić ich na pełne morze. Ramius skinął głową. Dwie godziny
potrzebne na przebycie zatoki wystawiały na próbę nie tyle jego
umiejętności, co cierpliwość. Wiał zimny północny wiatr, jedyny
rodzaj wiatru spotykany w tej części świata. Późna jesień okazała się zadziwiająco łagodna i w rejonie, gdzie pokrywę śnieżną
zwykle mierzy się na metry, prawie nie padało. Jednakże przed
tygodniem u wybrzeży Murmańska rozszalał się sztorm, który
przyniósł krę z arktycznego paku. Obecność lodołamacza nie
była więc tylko czczą formalnością. „Purga” miała oczyścić drogę z lodu, który mógł wpłynąć nocą do zatoki. Flocie radzieckiej nie wyszłoby na dobre, gdyby jej najnowszy rakietowy okręt
podwodny został uszkodzony przez dryfującą bryłę zamarzniętej wody.
Chłostana przez wiatr woda przelewała się przez obły dziób
okrętu, wdzierała na płaski pokład rakietowy przed strzelistym
czarnym kioskiem. Powierzchnię morza pokrywała warstwa ścieków okrętowych, które nie mogąc wyparować w tak niskiej temperaturze, tworzyły czarny pierścień na skalnych ścianach zatoki
przypominający ślad po kąpieli niechlujnego olbrzyma. Trafne
porównanie, pomyślał Ramius. Radzieckiego olbrzyma też nie obchodzi, że kala powierzchnię ziemi. Ramius już jako chłopiec wyuczył się morskiego fachu na przybrzeżnych łodziach rybackich
i dobrze wiedział, na czym polega życie w harmonii z przyrodą.
– Jedna trzecia naprzód – polecił. Kamarow powtórzył rozkaz
przez telefon na mostku. „Czerwony Październik” zbliżył się do
rufy „Purgi”, jeszcze bardziej wzburzając powierzchnię wody.
Kapitan porucznik Kamarow, nawigator, poprzednio służył jako pilot portowy, obsługując duże okręty cumujące po obu stronach zatoki. Dwaj oficerowie czujnie przyglądali się potężnemu
lodołamaczowi trzysta metrów przed nimi. Na rufie „Purgi” stało kilku marynarzy, wśród nich nawet kuk w białym fartuchu.
Przytupywali z zimna, ale chcieli zobaczyć, jak „Czerwony Październik” wypływa w swój pierwszy rejs bojowy. Zresztą marynarze zdobędą się na wiele, byleby przerwać monotonię służby.
 
W normalnych warunkach Ramius byłby wściekły na taką
eskortę – zatoka była dostatecznie głęboka i szeroka – ale nie dzisiaj. Lodu nigdy nie można bagatelizować, a tym razem musiał
pamiętać o ważniejszych sprawach.
– A więc, kapitanie, znów wypływamy w morze, by służyć rodinie i bronić jej przed wrogiem! – odezwał się kapitan drugiej
rangi Iwan Jurijewicz Putin, jak zwykle bez pozwolenia wychylając głowę z włazu i niezgrabnie, niczym szczur lądowy, wspinając się po szczeblach. Na mikroskopijnym mostku i tak ledwo
starczało miejsca dla kapitana, nawigatora i milczącego obserwatora. Putin był zampolitem, oficerem politycznym. Wszystko, co
robił, służyło rodinie – to słowo ma dla każdego Rosjanina znaczenie mistyczne i na równi z W.I. Leninem zastępuje członkom
partii komunistycznej Boga.
– Właśnie – odparł Ramius z udawanym entuzjazmem. – Dwa
tygodnie na morzu. Jak dobrze nareszcie wyjść z doku. Miejsce
marynarza jest tu, a nie na lądzie, wśród chmar biurokratów i robotników w brudnych buciorach. No i będzie nam ciepło.
– A jest wam zimno? – zapytał Putin z niedowierzaniem.
Ramius po raz setny pomyślał, że Putin to ideał oficera politycznego. Zawsze mówił za głośno, śmiał się zbyt sztucznie. Ani
przez chwilę nie pozwalał nikomu zapomnieć, kim jest. Jako doskonały oficer polityczny łatwo wzbudzał strach.
– Zbyt długo pływam na okrętach podwodnych, przyjacielu.
Przyzwyczaiłem się już do umiarkowanych temperatur i nieruchomego pokładu pod nogami.
Putin nie zauważył ukrytej ironii. Skierowano go do okrętów
podwodnych po służbie na niszczycielach, skróconej ze względu
na ciągłe napady choroby morskiej. No i pewnie dlatego, że nie
przeszkadzała mu ciasnota panująca na okrętach podwodnych,
której wielu nie wytrzymuje.
– Ależ Marku Aleksandrowiczu, w  taki dzień jak dzisiaj
w Gorkim kwitną kwiaty.
– Niby jakie, towarzyszu oficerze polityczny?  – spytał Ramius, lustrując zatokę przez lornetkę. Choć minęło południe, na 
 
południowym wschodzie słońce ledwo wystawało ponad horyzont, rzucając pomarańczowe światło i kładąc na wysokich skałach purpurowe cienie.
– Jak to jakie? Kwiaty malowane przez mróz na szybach – zaśmiał się głośno Putin. – W taki dzień jak dzisiaj kobiety i dzieci
mają rumiane twarze, para z ust ciągnie się za wami niby cień,
a wódka smakuje jak nigdy. Ech, żeby tak być teraz w Gorkim!
Ten skurwiel powinien pracować w Inturiście, pomyślał Ramius, tyle że Gorki jest zamknięte dla cudzoziemców. Był tam
dwukrotnie. Wydało mu się typowym radzieckim miastem, pełnym ruder, brudnych ulic i nędznie ubranych ludzi. I jak w większości miast w tym kraju, zima była najładniejszą porą roku.
Śnieg przykrywał cały brud. Ramius, na wpół Litwin, pamiętał
z dzieciństwa lepsze miejsce – nadmorską wioskę, której hanzeatycka przeszłość pozostawiła w spadku rzędy okazałych domów.
W zasadzie nie zdarzało się, by ktoś innej narodowości niż rosyjska znalazł się na pokładzie okrętu podwodnego, a co więcej –
by nim dowodził. Jednakże ojciec Marka, Aleksander Ramius, był
prawdziwym, oddanym sprawie starym komunistą, który wiernie i sumiennie służył Stalinowi. Kiedy Rosjanie po raz pierwszy
zajęli Litwę w 1940 roku, stary Ramius miał swój udział w obławach na opozycjonistów, sklepikarzy, księży i innych ludzi,
którzy mogli okazać się kłopotliwi dla nowego reżimu. Wszyscy zostali wywiezieni, a ich los nawet dla dzisiejszej Moskwy
pozostaje tajemnicą. Rok później, w trakcie inwazji niemieckiej,
Aleksander walczył bohatersko jako komisarz ludowy i wsławił
się w bitwie pod Leningradem. W 1944 roku wrócił na ziemie
rodzinne w awangardzie 11 Armii Gwardyjskiej, by wziąć krwawy odwet na tych, którzy kolaborowali z Niemcami lub byli o to
podejrzani. Aleksander był prawdziwym bohaterem Związku Radzieckiego, a Marko ogromnie wstydził się takiego ojca. Podczas
koszmarnie długiego oblężenia Leningradu żona Aleksandra podupadła na zdrowiu i zmarła przy porodzie Marka. Chłopiec wychowywał się na Litwie u babki ze strony ojca, który tymczasem
przechadzał się dumnie po wileńskim Komitecie Centralnym, 
 
czekając na przeniesienie do Moskwy. W końcu otrzymał upragniony awans, był nawet zastępcą członka Biura Politycznego,
zmarł jednak przedwcześnie na atak serca.
Poczucie wstydu nie zawładnęło wszakże Markiem całkowicie. To dzięki pozycji ojca realizacja obecnego planu stała się
możliwa, a Marko zamierzał zemścić się na tym kraju za śmierć
tysięcy rodaków, którzy zginęli, zanim jeszcze się urodził.
– Tam, gdzie płyniemy, będzie jeszcze zimniej, Iwanie Jurijewiczu.
Putin poklepał kapitana po ramieniu. Czy ten gest jest szczery? – pomyślał Marko. Pewnie tak. Ramius był z gruntu uczciwy
i uznał, że ten niski, hałaśliwy idiota miewa także ludzkie odruchy.
– Jak to jest, towarzyszu kapitanie, że za każdym razem wydajecie się szczęśliwi, wypływając w morze i rozstając się z rodiną?
Ramius uśmiechnął się zza lornetki.
– Marynarz, Iwanie Jurijewiczu, ma jedną ojczyznę, ale dwie
żony. Nigdy tego nie zrozumiecie. Teraz płynę do drugiej, tej zimnej, bez serca, do której należy moja dusza. – Ramius na chwilę
zawiesił głos, a uśmiech znikł z jego twarzy. – Teraz jest to moja
jedyna żona.
Zauważył, że tym razem Putin nie odpowiedział. W ów dzień,
gdy trumna z lśniącego sosnowego drewna znikała w komorze
kremacyjnej, oficer polityczny ronił prawdziwe łzy. Śmierć Natalii Bogdanowej Ramius była w oczach Putina nie tylko powodem do smutku, lecz także dziełem bezdusznego Boga, którego
istnienie przez cały czas negował.
Dla Ramiusa była to jednak zbrodnia dokonana przez państwo, a nie przez Boga. Niepotrzebna, straszliwa zbrodnia, która
wymaga odwetu.
– Lód. – Obserwator wskazał palcem.
– Z  prawej burty zlep luźnej kry albo bryła oderwana ze
wschodniego lodowca. Miniemy go z daleka – powiedział Kamarow.
– Towarzyszu kapitanie! – odezwał się metalicznie głośnik na
mostku. – Wiadomość z dowództwa floty.
 
– Odczytajcie.
– Rejon manewrów czysty. Żadnych jednostek nieprzyjacielskich. Działać według rozkazów. Podpisane Korow, dowódca floty.
– Zrozumiałem – odparł Ramius. Rozległ się suchy szczęk odkładanej słuchawki. – Więc nie kręcą się tam żadni Amerikancy?
– Wątpicie w słowa dowódcy floty? – zdziwił się Putin.
– Mam nadzieję, że się nie myli – odparł Ramius. Oficer polityczny pewnie nie pochwalał jego szczerości. – Ale przypomnijcie sobie ostatnie szkolenia.
Putin przestąpił z nogi na nogę. Widać zrobiło mu się zimno.
– Amerykańskie okręty podwodne Los Angeles klasy 688. Pamiętacie, czego dowiedział się nasz agent od amerykańskiego
oficera? Mogą podkraść się do wieloryba i wypieprzyć go, zanim
ten zauważy, co się dzieje. Swoją drogą, ciekaw jestem, jak KGB
zdobyło tę informację. Piękna agentka radzieckiego wywiadu, zachowująca się zgodnie z obyczajami zgniłego Zachodu, chuda,
w guście imperialistów, blondynka… – Kapitan chrząknął, rozbawiony. – Pewnie amerykański oficer lubił się przechwalać i chciał
zrobić z nią to, co ich okręt z wielorybem, i pewnie był na bani, jak to marynarze. A teraz poważnie, musimy wystrzegać się
amerykańskich Los Angelesów i nowych angielskich Trafalgarów.
To dla nas poważne zagrożenie.
– Amerykanie nie są źli w produkcji zbrojeniowej, towarzyszu kapitanie – stwierdził Putin. – Ale też nie jedyni. Ich technika nie jest aż taka znów wspaniała. Nasza łutsza – zakończył
triumfalnie. Nasza lepsza.
Ramius pokiwał głową w zamyśleniu. Polityczni naprawdę
powinni mieć jakieś pojęcie o jednostkach, które nadzorują z ramienia partii.
– Iwanie Jurijewiczu, a nie mówili wam chłopi spod Gorkiego,
żeby nie wywoływać wilka z lasu? Ale nie przejmujcie się, myślę,
że na tym okręcie damy im nauczkę.
– Jak powiedziałem w Głównym Zarządzie Politycznym – Putin ponownie klepnął Ramiusa w ramię – „Czerwony Październik”
jest w najlepszych rękach!
 

okładka książki polowanie na czerwony październik

 

CENA:
28,07  zł
Cena detaliczna:
44,90 zł
37%
rabatu
Najniższa cena z ostatnich 30 dni: 28,07
Produkt niedostępny
Wpisz e-mail, jeśli chcesz otrzymać powiadomienie o dostępności produktu
Zapisz się na newsletter multiszop.pl
Wyrażam zgodę na przetwarzanie danych osobowych zgodnie z Polityką prywatności oraz na otrzymywanie drogą elektroniczną informacji handlowej od ESSE Sp. z o.o. z siedzibą w Łodzi. Więcej informacji znajdziesz w Regulaminie Newslettera. Administratorem Twoich danych osobowych jest spółka ESSE sp. z o.o. z siedzibą w Łodzi.
rozwiń
Uwaga!!!
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?
TAK
NIE
Oczekiwanie na odpowiedź
Dodano produkt do koszyka
Kontynuuj zakupy
Przejdź do koszyka
Oczekiwanie na odpowiedź
Oczekiwanie na odpowiedź
Wybierz wariant produktu
Dodaj do koszyka
Anuluj