Czy można poczuć i zrozumieć smak dawnego Wrocławia? Pisząc przed laty tę książkę, taki miałem zamiar. Zebrać i przywołać dawne kulinaria miasta nad Odrą - specjały stołów codzienne i świąteczne, domowe i restauracyjne, dawno zapomniane i trafiające na talerze ludzi znanych. Szybko zrodził się jednak pomysł, aby nie zamykać smacznego tematu jedynie w albumie receptur. Kuchnia, jakkolwiek rozumiana, nie istnieje bowiem bez szerszego kontekstu historycznego i kulturowego, nie smakuje tak dobrze - gdy piszemy o czasach dawnych - bez tradycji i obyczajów. A przede wszystkim bez ludzi. Bo czy może istnieć sztuka kulinarna bez nas? Rozumie to każdy biorący się do gotowania W czym zatem tkwi istota smaku dawnego Wrocławia?
Po napisaniu tej książki przez lata upichciłem niemal wszystko, co możemy nazwać w kuchni breslauerskim. Począwszy od klasyki, a mam tu na myśli choćby śląskie niebo w gębie (Schlesisches Himmelreich) czy śląską drożdżówkę z kruszonką (Schlesischer Streuselkuchen), po specjały tak typowo wrocławskie, jak karp w bulionie luterańskim (Karpfen in Lutherischer Brhe) i bigos wrocławski z czerwonej kapusty (Breslauer Rotkraut). Polecam! Lecz ta książka jest nie tylko o gotowaniu. Wszak był Wrocław nazywany w XIX wieku miastem piwa, likierów, kartofli, klusek, kiełbas, golonek, pączków, pierników i kawy. Aż trudno uwierzyć. Nie mogło więc w niej zabraknąć takich nazwisk, jak Perini, Kissling, Hansen, Dietrich, Stiebler, takich miejsc, jak "Piwnica Świdnicka" czy tak legendarnego specjału, jak Nikolaschka aż w 60 odsłonach. Nie mogło też zabraknąć miejsca do opisania fenomenu karczmy, klimatu bud kiełbasianych, sztuki kupowania mięsa, strajku kelnerów czy smaku zupy rumfordzkiej. Dawny Wrocław da się zjeść nie tylko na kartach tej książki!