Opis
Mawiano o nim, że pisze „promieniami słońca”. W czasach, w których przyszło mu żyć, a więc w pierwszej połowie XX wieku, był jednym z najpoczytniejszych i najbardziej płodnych literacko polskich pisarzy. Jako zagorzały oponent bolszewickich hajdamaków, „dzikiego plemienia jakiego nie ma nawet w Afryce”, został skazany przez komunistów na niedostatek i opuszczenie, a część jego dorobku została zakazana przez cenzurę i skazana na niebyt. I tak jest do dziś. Twórczość tego wybitnego pisarza zredukowano do „Szatana z siódmej klasy”, „Panny z mokrą głową”, „Awantury o Basię”, „Koziołka Matołka” i przygód o bliźniakach, co ukradli księżyc. Mowa o Kornelu Makuszyńskim (1884-1953) ze Stryja. Polskim prozaiku, poecie, felietoniście, krytyku teatralnym i członku Polskiej Akademii Literatury.
Makuszyński nie pisał jedynie książek dla dzieci i młodzieży, jak wielu mogłoby się zdawać. Jest też autorem zbioru opowiadań „Radosne i smutne”, który obok „Uśmiechu Lwowa” został zakazany przez komunistyczną cenzurę. Ale chociaż od ponad 30 lat żyjemy w demokratycznej Polsce, do dziś żadne wydawnictwo nie podjęło się ponownego wydania tych antybolszewickich, antyhajdamackich i propolskich publikacji.
W „Radosnych i smutnych” autor przeciwstawia sobie dwie tradycje: ukraińską, okrutną, dziką i polską, romantyczną, bohaterską.
Jako świadek, tak wspomina tę pierwszą: Zdumiałby się członek paryskiego towarzystwa geograficznego, który ze zgrozą wspomina o tem, jak w czternastym wieku nowozelandczycy powiesili misjonarza, kobiety wyłupiły mu oczy i zjadły mózg, zdumiałby się i nie jechałby już po opowieści z czternastego wieku na wyspach Eioi, albo w cieśninie Torrés. Rzeczy okropniejsze działy się w środku Europy w 1918 roku. Popełniał je człowiek na pół cywilizowany, po namyśle, po przygotowaniach, z lubością i rozkoszą, chytry i czający się za węgłem, lecz ohydny w swojej psiej pokorze, jeśli został rozbrojony; wtedy pada na kolana i całuje nogi i Boga woła na świadectwo, że jest niewinny. Taka jest dziwna plugawa podłość w tym strasznym rezunie, że zbrodniarz, schwytany, lecz hardo idący na szubienicę, jest wobec niego, jak bohater wobec wściekłego psa.
Opowiadając o rewolucji bolszewickiej w Kijowie, gdzie „ziemia spływała krwią”, a „Bóg skrył się w chmurach”, autor – nie gryząc się w język – opisuje pożogę zgotowaną przez pijane, okrutne, dzikie „wnuki Iwana Gonty i Maksyma Żeleźniaka”, ukraińskich przywódców, „kanonizowanych” przez „diabła – Tarasa Szewczenkę”.
Ta książka to przestroga przed tradycją, z której dziś wyrasta ukraińskie państwo i którą karmią się ukraińskie dusze. To ostrzeżenie przed ukraińsko-bolszewickim oraz ukraińsko-niemieckim konkubinatem, który ma się niczym pączek w maśle, pomimo, iż przez stulecia „niemiecki przyjaciel uważał Ukraińca za coś niesłychanie mało podobnego do człowieka” i świadomie „podszczuwał” przeciw Polakom.
W dobie postępującej ukrainizacji Polski oraz neurotycznych prób wybielania kart ukraińskiej historii, wyrwanie „Radosnych i smutnych” zza krat stalinowskiej cenzury zdaje się być publicystycznym, a zarazem patriotycznym obowiązkiem, którego z satysfakcją się podejmuję.