Seks i polityka przenikały się już od zarania naszej cywilizacji. Naukowcy   dawno temu zauważyli, że chęć uczestniczenia w polityce deklarują przede   wszystkim osobniki, u których występują znaczne odchylenia od normy seksualnej i   emocjonalnej. Badania przeprowadzone na reprezentatywnej grupie posłów,   senatorów i wysokich urzędników państwowych wykazały, że bardzo często dążenie   do władzy wynika paradoksalnie z całkowicie sprzecznych przesłanek. Ich analiza   pozwala wyodrębnić dwie podstawowe grupy z populacji. Pierwsza to politycy o   nadmiernie rozbudowanym libido, które zmusza do stałego i obsesyjnego   zaspokajania chorobliwych potrzeb seksualnych. Druga jest o wiele większa.   Znajdują się w niej osoby, które normalne życie seksualne zastępują walką   polityczną. Rządzący, którzy mają kłopoty w kontaktach interpersonalnych, są o   wiele bardziej niebezpieczni i nieprzewidywalni niż politycy nadpobudliwi   seksualnie. Nie zmienia to faktu, że jedni i drudzy powinni znajdować się pod   stałą obserwacją terapeutów.