Opis
"Siedem wzgórz Katowic" - powieść, w której, niczym o wschodzie
słońca, wyłaniają się z mroku nocy kolejne miejsca, zdarzenia i osoby
związane z Katowicami, w których główny bohater próbuje odnaleźć w
sobie siłę by móc udźwignąć odpowiedź na dręczące go pytanie...
W swojej debiutanckiej powieści autor zmaga się z tym, co wyłania się
z naszej codzienności w momentach, kiedy, zwracając się ku samym sobie,
nie posiadamy już sił by skrywać to, co w nas prawdziwe.
Równocześnie odnajdziemy w książce żywy i tchnący niespotykaną głębią
opis Katowic, rodzinnego miasta autora.
Spacerujemy po panewnickiej kalwarii. Jest chłodny jesienny wieczór. Na dróżkach kładzie się powoli zmrok. Dochodzimy do drugiej stacji, kiedy sięga do torebki i pokazuje mi zdjęcie, na którym, niczym awanturnicy akrobacji na rusztowaniach nowojorskich drapaczy chmur, pozują budowniczowie panewnickiej bazyliki. Prężą się na rusztowaniu złożonym z paru ledwo skleconych desek, okalających figurę świętego Franciszka, którą dopiero co zamontowano na szczycie kościoła. Niczym wróble, które rozsiadły się na konarach rozłożystego drzewa. Są uśmiechnięci, radośni, ćwierkają. Uwili już swoje gniazda w cieniu dorodnego drzewa i czerpią soki z jego mocnych korzeni. Tak, święty Franciszek każący do ptaków. Gdyby troszeczkę się wyciszyć, usłyszelibyśmy drugą legendę Liszta. Czuję szarpnięcie za rękaw – Niech Pan spojrzy. Jeden właśnie się zerwał. Teraz, przed chwileczką. Nie widział Pan, ale Pan czuje? W jaki sposób? Zdjęcie w Pana ręku zadrżało od podmuchu? – Poprawiam cingulum i ponownie patrzę na zdjęcie. Jak oni się tam dostali? Na szczyt nie prowadzą żadne drabiny, nie ma lin, niczego. Jak oni zdołają stamtąd zejść, a może nie zejdą już nigdy, na zawsze żyjąc przy boku ubogiego brata z panewnickiej bazyliki? Tutaj zawsze ciągnęli ludzie. Przyjeżdżali, patrzyli na bazylikę i już zostawali. Tak po prostu, chyba niczego nie rozumiejąc. Bracia opowiadają zwiedzającym kościół, że można wejść do środka figury i spojrzeć na świat oczami świętego Franciszka. Szkoda, że zawsze albo jest zła pogoda, albo furtian dzierżący klucze gdzieś zniknął. Może zobaczyłbym więcej, ale czy dałbym radę potem zejść na dół? Może nie chciałbym już schodzić?