Kiedy wydaje się, że nic gorszego niż utrata Lichotki nie może go już spotkać, Konradowi Romańczukowi zwala się na głowę szara rzeczywistość. Rachunki, sprawunki i nadciągające narodziny, których nikt nie miał w planach. Próbując jakoś utrzymać powiększającą się zgraję dożywotników i nie oszaleć jeszcze bardziej, Konrad zgadza się na nietypową propozycję. Przyjmuje pod swój dach cudzego anioła stróża. I szybko zaczyna tego żałować, gdyż nowy mieszkaniec okazuje się nie tyle ideałem wcielonym, ile nieziemskim utrapieniem