Istota tak plugawa, tak bezbożna, iż na samo wspomnienie jego wizyty ogarnia mnie obłęd. Leżałem sparaliżowany strachem, a ciemny kształt rozrastał się na mych oczach, formując z ciemnych smug swą ohydną bryłę. Poczułem energię tak złą, że aż mnie zemdliło. Gdybym mógł się poruszyć, pewnie czym prędzej pobiegłbym do łazienki i zwrócił niestrawione resztki kolacji. Jednak byłem sparaliżowany od stóp do głowy, owinięty kokonem niemocy, zdolny jedynie chłonąć obezwładniającą energię ciemnej materii. Czułem się niczym bezimienny kolos wyciosany w kamieniu, zdany na łaskę twórcy, który chciał zakląć w mej duszy opowieść.
On przybył, aby rzec mi coś ważnego.
On był niegdyś człowiekiem.
Z mroku wyjrzały żarzące się pochodnia ślepia: Odbita w nich piekielna czeluść, gorzała nienawistnie, kpiąc z mej ludzkiej ułomności.
Też kiedyś byłem człowiekiem zaśmiał się, roztaczając swe ciemne macki nad mą głową.
Imię moje Gilles De Rais. Zwą mnie Sinobrodym.
A teraz posłuchaj. Opowiem ci moją historię