Pamięć należy chronić, pielęgnować i wzbogacać, nawet wówczas kiedy dotyka spraw i wydarzeń tragicznych, kiedy ból i rozpacz upominając się o swoje prawa podważają sens i godność ludzkiego istnienia. Dla poezji stanowi to naturalne źródło kreacji, przesłania, hamletowskich czy egzystencjalnych pytań, bez względu na stylistyczne ujęcia, takie czy inne nawiązanie do tradycji. W przypadku liryki Wioletty Czajczyńskiej jest podobnie. Rodowody jej wierszy są czytelne i oczywiste. Przyjęta konwencja czy poetyka, świadomie czy nie, pozwala „zadomowić się” w jej wierszach istotnym treściom życia materialnego i duchowego naszych czasów. To „zadomowienie” ma swój szczególny sens, kiedy odwołamy się do rodzinnego kontekstu, który dominuje w tej liryce. Liryce czystych kadencji, pięknych i mądrych zdań, obrazów, które ożywiają liryczną narrację. Choćby przez przywoływanie dialogu czy popisu erudycyjnego. Pozornie jest to nieustanny odwrót od świata kultury w codzienną zwyczajność. Wiersze poetki przypominają nam, że żyjemy w epoce synkretycznej, w której nie dominuje żadna poetyka, gdzie nie ma hierarchii tematu, gdzie jak zawsze liczy się subtelność i celność wywodu czy opowieści. Te cechy właśnie są najbardziej charakterystyczne dla tej poezji, która w sposób ważny wpisuje się we współczesne życie literackie. Ale tak dzieje się, kiedy mimo antenatów, liczy się własny głos, odmienny ogląd świata.