Opis
Nowa książka Tomasza Nałęcza osadzona jest w całkiem niedawnej przeszłości, zahacza także o chwilę obecną. Dostajemy polityczne portrety prezydentów Polski po 89 roku. Obserwujemy krzepnięcie nowoczesnej sceny politycznej oraz jej pierwsze ruchy tektoniczne wyjaśniające wiele z dzisiejszych konfliktów. Nałęcz ze swadą i znajomością rzeczy (sam był przez moment kandydatem na ten urząd, a także doradcą Bronisława Komorowskiego ds. polityki historycznej) kreśli tło wydarzeń, przytacza dokumenty, dzienniki, anegdoty i dowcipy.
Rok 1989 otworzył nowy rozdział naszych dziejów. W wyborach 4 czerwca 1989 r. Polacy odrzucili komunizm. Krok po kroku dokonali wielkiej przebudowy kraju, który ułożyli na nowo, poczynając od politycznego ustroju państwa, a kończąc na reformie gospodarczej. Polska otworzyła się na świat i stała częścią euroatlantyckiej przestrzeni bezpieczeństwa i demokracji: NATO i Unii Europejskiej.
Niezwykle ważnymi architektami tego procesu byli kolejni prezydenci państwa. Ich roli w budowaniu i funkcjonowaniu nowej rzeczywistości poświęcona jest ta książka. (Ze wstępu)
Biblijne Oko Opatrzności takim rysunkiem zachęcał jeden z aparatczyków pierwszego sekretarza PZPR Wojciecha Jaruzelskiego do przywrócenia urzędu prezydenta. Miało to być nowe centrum władzy, podobnie jak Opatrzność stojące ponad wszystkimi. O tym, jak wskrzeszono prezydenturę i czy kolejni, sprawujący ją ludzie byli dla kraju mężami opatrznościowymi, pisze Tomasz Nałęcz, portretując sześciu lokatorów Belwederu. Obdziela ich uwagą po równo, pokazuje mocne i słabe strony zarówno tych, którzy są mu bliscy, jak i tych, których poglądów nie podziela, żadnemu nie oszczędza wypunktowania wpadek. Ze swadą opisuje szycie prezydenckiego garnituru; przykrawanie urzędu na miarę tego, kto go aktualnie sprawował, rozpoczynając oczywiście od bardzo silnej (teoretycznie) prezydentury Wojciecha Jaruzelskiego, który szybko wybrał taktykę współpracy z opozycją. Na Lecha Wałęsę ten garnitur był za ciasny, starał się więc uprawnienia poszerzać, szarpiąc polityczną materię, aż szwy trzeszczały. Nałęcz nie zamyka czytelnika w gabinetach i nie ogranicza się do analizy posunięć politycznych. Kreśli tło wydarzeń, przytacza dokumenty, dzienniki, anegdoty i dowcipy. Przypomina, że w kampanii o reelekcję Wałęsę poparło Radio Maryja, że w 2005 r. Beata Szydło chciała kandydować z ramienia PO i dopiero, nie znajdując akceptacji, trafiła do PiS. Odtwarza nastroje ulicy, z powodzeniem oddaje ducha czasów.
Dostajemy sześć książek w jednej, bo każda część mogłaby być osobną publikacją. Tyle że rozdział poświęcony Andrzejowi Dudzie siłą rzeczy musi się kończyć pytaniem, jaka to będzie prezydentura. Wybierze uniform służącego prezesa PiS czy togę męża stanu?
Jolanta Zarembina