Opis
Dziś każdy szczeniak ma już więcej niż siedemdziesiąt lat powiada mój mąż. A ponieważ właśnie znajduję się w tej kategorii, więc jeśli chcę zdążyć przed kompletną sklerozą, afazją czy innym Alzheimerem, najwyższy czas zabrać się do spisywania strzępów rodzinnej pamięci. Nie będzie to dla mnie łatwym zadaniem, bo jeszcze nigdy nie opowiedziałam siebie do końca. Zawsze coś zostawało ukryte, pominięte, uznane jako nieważne etc. Tym razem (bo to już ostatni dzwonek) postaram się napisać z ręką na sercu. Na ile mi się to uda nie wiem, ale zrobię to uczciwie. My, pokolenie przedwojenne, zaczynamy obawiać się, że historia, która powstała na naszych oczach zostanie uwieczniona tylko w mało ciekawych szkolnych podręcznikach. Przez wieki ludzie rodzili się, żenili, płodzili następne pokolenia i umierali wszystko razem w tej samej parafii. Tam też znajdują się w rodzinnych almanachach zapisane dziesiątki pokoleń wstecz. My, większość Żydów europejskich, nie mamy takiego komfortu. Dzieje naszych przodków spłonęły razem z nimi w Holocauście. Tylko niektórym udało się i przeżyć i odnaleźć w archiwach cząstki swoich korzeni rodzinnych. Ci, którzy ocaleli, dzielą się dziś na dwie połowy: pierwsza pisze pamiętniki a druga je czyta. Próbuję się dołączyć do tej pierwszej. Zdaję sobie też sprawę z tego, że to moje opowiadanie jest jak pyłek w porównaniu z ogromną, tragiczną biblioteką napisaną na temat Holocaustu. To co przedstawiam, to po prostu bardzo osobista relacja przejść i czasów, które przeżyłam wraz z moim pokoleniem w Polsce.