Od pokoleń uczy się nas, że wzrost populacji zwiększa problem rzadkości zasobów. Przykładowo w jednym z szeroko omawianych raportów, który opublikowano w 2021 roku, argumentowano, że: Szybko rosnąca światowa populacja konsumuje surowce naturalne naszej planety w alarmującym tempie. [] Świat potrzebuje obecnie 1,6 Ziemi, aby zaspokoić popyt na surowce naturalne []. W roku 2030 możemy potrzebować już dwóch planet. Czy rzeczywiście tak jest?
Po przeanalizowaniu cen setek surowców, dóbr i usług na przestrzeni dwóch stuleci Marian Tupy i Gale Pooley dowodzą, że wraz ze wzrostem populacji zwiększyła się również dostępność zasobów. Było to prawdą szczególnie w przypadku cen czasowych, które reprezentują ilość czasu, jaką ludzie muszą poświęcić na pracę, by zarobić na zakup danej rzeczy.
Ku ich zaskoczeniu, analizy Tupyego i Pooleya wykazały także, że obfitość zasobów rosła szybciej niż liczba ludności w ramach zjawiska, które nazwali superobfitością. Statystycznie rzecz biorąc, każdy dodatkowy człowiek tworzył więcej wartości, niż konsumował. Taka zależność między wzrostem populacji a dostępnością zasobów jest sprzeczna z intuicją a jednak prawdziwa!
Dlaczego? Więcej ludzi to również więcej pomysłów. Owe pomysły są następnie testowane na rynku, który oddziela te użyteczne od tych bezużytecznych. Efektem końcowym tego procesu odkrywania są innowacje, które przezwyciężają niedobory, napędzają rozwój gospodarczy i podnoszą standard życia.
Niemniej jednak wysoka liczba ludności nie wystarczy, by podtrzymać stan superobfitości pomyślmy choćby o ubóstwie, jakie dotknęło Chiny i Indie, zanim kraje te zreformowały swoje gospodarki w kierunku bardziej kapitalistycznych. Aby tworzyć innowacje, ludzie muszą dysponować swobodą myślenia, wypowiadania się, publikowania, zrzeszania oraz niezgadzania się ze sobą. Muszą także mieć możliwość oszczędzania, inwestowania, handlowania i osiągania zysków. Krótko mówiąc, muszą być wolni.