Opis
„Nie wytrzymałem dłużej z powodu ciekawości tego świata i urodziłem się 19 marca. Dokładnie tydzień przed imieninami i nie na porodówce ani w szpitalu, a w domu rodzinnym. Na drugie imię mam Józef, od mojego patrona z daty urodzenia. Jest to również – według podań ludowych – data przylotu bocianów. Znaczy to, że przyniósł mnie pierwszy bocian przylatujący w tamtym roku. Może z Afryki albo gdzieś z międzylądowania w drodze do lęgowiska w Polsce. W efekcie przez całe życie przypisywano mi urodę południowca. Pierwsze imię, bardzo oryginalne, zawdzięczam swojej babci po mieczu. Chyba zastrzegła to wcześniej, bo przy porodzie nie była obecna. Zaraz po przyjściu na świat chciałem umrzeć, co w gwarze świętokrzyskiej znaczy, że o mało nie umarłem. Byłem kompletnie siny i nie mogłem złapać oddechu. Obecny przy porodzie doktor ginekologii i położnictwa, do którego przez szacunek nasza sąsiadka zwracała się per panie lekarzu, orzekł, że nic z tego dziecka nie będzie. Nie przeżyję, więc zalecił mnie ochrzcić. Zrobił to mój ojciec wodą z wiadra, to znaczy nabrał z niego wody, a nie polewał mnie aż tak obficie. Ponieważ urodziłem się w czepku, więc oczywiście miałem szczęście i nie umarłem […]”.
Autor od wielu lat jest emerytem. Nadal aktywny, pełny energii i optymizmu, niezmiennie pozostaje pasjonatem przyrody, hoduje kwiaty doniczkowe, jest akwarystą, od czasu do czasu wędkuje, pasjonuje się też hodowlą pszczół i dzieli się z innymi wiedzą na temat tych owadów oraz apiterapii, czyli leczenia różnych chorób produktami pszczelimi. Śpiewa w wysokiej klasy chórze amatorskim, jest bacznym obserwatorem ludzi i otaczających go zjawisk. W okresie pracy zawodowej odwiedził lub przebywał dłużej w ponad trzydziestu krajach i ma na koncie olbrzymią liczbę ciekawych historii ze swoich podróży, a także interesujących przeżyć w kraju. Opowiadał o nich chętnie przy różnych nadarzających się okazjach. W końcu, naciskany przez grono znajomych, przeniósł to wszystko na papier z dużą dozą specyficznego dla siebie humoru.