Opis
Tortury, jakich dopuszczali się pracownicy Bezpieczeństwa Publicznego w Polsce, w latach 40. i 50. ub. wieku wobec przeciwników politycznych z antykomunistycznego podziemia, socjalistów, ludowców i byłych partyjnych towarzyszy, a także zwykłych ludzi, w tym kobiet, należą do najciemniejszych kart polskiego komunizmu. Nie należy jednak zapominać, że nie były one niczym wyjątkowym – torturowano bowiem wszędzie, w reżimach autokratycznych, totalitarnych, monarchiach, jak również w krajach demokratycznych. I co najbardziej ponure – torturuje się w nich do dziś. Wspomniane w książce zeznania procesowe jednego z komunistycznych oprawców, płk. Różańskiego, iż torturami wymuszano od „terrorystów” zeznania, które mały jakoby zapobiec zamachom i śmierci wielu ludzi, czyli tzw. syndrom tykającej bomby (który nigdy i nigdzie nie został pozytywnie zweryfikowany), są jak żywcem wyjęte ze słownika amerykańskich i europejskich zwolenników współczesnej „wojny z terroryzmem”. Okazuje się, że nie tylko metody tortur, ale i ich uzasadnienie nie zmienia się od wieków, niezależnie od demokratycznej czy też nie legitymacji stosujących je reżimów.