Heiner to awangarda. Ale posiada też wielką, ontologiczną agonię. Właściwie mniej mnie interesuje awangardowy rys jego twórczości, bardziej jego otchłań. Teatr nie musi niczego interpretować ani wyjaśniać. Od tego mamy naukę, a nie sztukę. W mojej pracy potrzebuję nieporozumień. Potrzebuję otchłani: ciemnej, ukrytej, stłumionej, niebezpiecznej strony materiału. Teatr to nie tylko dramaturgia. To także poszukiwanie nicości. Beckett powiedział kiedyś: Wszystko, co robię, wyraża moje dążenie do boskiej nicości. Czasem artysta musi nie rozumieć, tęsknić za własnym dzieciństwem, boską naiwnością dziecka.