Czy osoby upośledzone intelektualnie w stopniu głębokim, a więc jednostki pozbawione umiejętności werbalnej komunikacji ze światem, nie potrafiące zadbać o swoje podstawowe potrzeby egzystencjalne, zupełnie bezradne i jak się zwykle uważa bezrefleksyjne są osobami ludzkimi? A jeśli tak, to czy są osobami ludzkimi dokładnie tak samo, jak wszyscy inni przedstawiciele gatunku zwanego homo sapiens? Czy możemy skonstruować taką definicję człowieczeństwa, która swym zasięgiem obejmie wszystkie istoty ludzkie? I kto ostatecznie do owych istot ludzkich powinien być zaliczony?
Próba odpowiedzi na powyższe pytania podejmowana jest w niniejszej pracy z perspektywy katolickiej, co jak się okazuje ułatwia zadanie tylko w pewnym zakresie. Z jednej strony bowiem Kościół stoi twardo na stanowisku broniącym prawa do życia osób z upośledzeniem umysłowym szczególnie w kontekście toczących się nieustannie debat na temat dopuszczalności aborcji eugenicznej, jak i eutanazji. Działanie takie wydaje się równoznaczne z obroną ich w pełni ludzkiej kondycji i godności. Z drugiej strony kościelna narracja przepełniona jest wątkami mówiącymi o człowieku jako podmiocie rozumnym i wolnym, równocześnie posługując się kategorią osób pozbawionych używania rozumu, do której zalicza małe dzieci i osoby niepełnosprawne intelektualnie.