Teatr jest bez wątpienia ważnym składnikiem życia społecznego, jego obserwatorem, lecz i uczestnikiem. To właśnie skłoniło autora do nadania temu teatralnemu kalendarium 1918 roku formy nieco odmiennej od tradycyjnych kronik, umieszczania obok informacji stricte teatralnych także i tych, które są świadectwem życia ówczesnego miasta: jego gospodarki, ważnych wydarzeń poza teatrami, czasem ciekawostek, a więc próby zbudowania silva rerum, szczególnej formy utrwalania przeszłości, w której różne wydarzenia pomieszczane są koło siebie a to w nadziei, że stworzy to cząstkowy choćby obraz ówczesnego miasta. Stąd też i narracja tej kroniki, sprawiająca czasem wrażenie czysto subiektywnej, będąca próbą spojrzenia na rok 1918 oczyma mieszkańca Warszawy, bywałego w teatrach, w intencji autora nigdy jednak nie wkraczająca na nieprzeznaczony dlań obszar beletrystyki.
Także fragment recenzji prof. Komorowskiego:
O roku ów! Kto ciebie widział w naszym kraju? Warszawski teatr 1918, nowa książka Tomasza Mościckiego sprawia nieodparte wrażenie, że jej Autor w istocie widział ów niepowtarzalny rok polskiej Niepodległości na własne oczy. Ot tak po prostu, biegał od teatru do kabaretu, oklaskiwał Ursteina i Osterwę, gwizdał na pikielhauby i czekał na Piłsudskiego jak wszyscy. I cóż, że to niemożliwe, że tak naprawdę oglądał i badał dokumenty, relacje, gazety i czasopisma (w trzech językach), fotografie, teksty, co tylko mógł i gdzie mógł, wyżymając źródła do imentu wrażenie pozostaje niezmienne.
Już we wstępie zatytułowanym Prowizorium Autor stawia pytanie o zasadniczym znaczeniu dla naszych teatralnych dziejów: kiedy w warszawskim teatrze naprawdę dobiegł końca wiek XIX i rozpoczął się wiek XX, czyli inaczej mówiąc, jaka jest umowna data początku nowoczesności naszego teatru? I odpowiada niebanalnie, i jak się zdaje trafnie: to nie otwarcie Teatru Polskiego, lecz ucieczka Rosjan i tym samym likwidacja Warszawskich Teatrów Rządowych w czerwcu 1915. Czasowi Wielkiej Wojny od 1915 r. poświęcony jest zresztą ów wstęp, przygotowujący do dania głównego. Tomasz Mościcki wie bowiem doskonale, że historii teatru nie da się pisać bez szerokiego kontekstu historii politycznej, społecznej czy militarnej, zwłaszcza w latach tak burzliwych. Wie i nie żałuje czytelnikowi owego pożywnego kontekstu ani na początku, ani w całej książce, na tyle dyskretnie, by nie przeszkadzał, i na tyle wyraziście, by pozostawał w pamięci.
Relacja wydarzeń teatralnych, artystycznych, politycznych i takich sobie jest, jak Autor zdążył nas już przyzwyczaić, znakomicie napisana i precyzyjna jak warszawska straż pożarna, która na ćwiczeniach przybyła pod Teatr Rozmaitości w 8 minut 56 sekund (w warunkach bojowych mało mu to zresztą pomogło). Na podkreślenie zasługuje nieskąpe na szczęście cytowanie wydobytych z niepamięci tekstów wierszy, piosenek czy skeczów, wzbogacających i uprzyjemniających lekturę. No bo jak się nie uśmiechać na słynne Pikusiowe Uj, wiosna ta! [] Ogrodnik szczypi dżywki i nie sympatyzować z przemyślną aluzją: Okupant to! w teatrze Miraż (tym razem władze się odgryzły).
Jest taka formuła, której kiedyś kazano mi użyć w recenzji, że książka mieści się w pierwszych 10 czy 20 procentach książek z zakresu teatrologii obecnych na rynku wydawniczym, czy jakoś tak. I że zainteresuje szeroki krąg czytelników, od miłośniczki teatru poprzez studenta po profesora. Panienka, młodzian, dziad Książka Tomasza Mościckiego niewątpliwie i w całej rozciągłości jest taka właśnie ale formułę wolę jednak inną, pożyczoną od Własta, z rewii tym razem w teatrze Morskie Oko: Cała Warszawa przeczytać musi to.