W połowie XIX wieku Dania rozpoczęła realizację ogromnego projektu: budowy państwa dobrobytu, velfærdsstaten. Ubogim zagwarantowano wsparcie, jednak każdy, kto korzystał z państwowej pomocy, był tymczasowo pozbawiony praw wyborczych – bo jeśli ktoś nie jest zdolny się utrzymać, nie powinien decydować o wspólnych sprawach. Aby system działał, większość obywateli musiała pracować. Osobom słabym – fizycznie, intelektualnie lub „moralnie” – trzeba było pomóc stać się produktywnymi członkami społeczeństwa. A jeżeli było to niemożliwe, należało je odizolować, by nie wywierały zgubnego wpływu na resztę. W 1923 roku na wyspie Sprogø powstał ośrodek, w którym przez czterdzieści lat umieszczano „kłopotliwe” dla państwa kobiety: uznane za rozwiązłe czy opóźnione w rozwoju. Mogły tu żyć i pracować. Miały zapewnioną opiekę lekarską, dostęp do radia i projektora filmowego, wolno im było wybierać własne kosmetyki. Jeśli tak zadecydowała dyrekcja, były sterylizowane. Większości z nich nigdy nie udało się wrócić do normalnego życia. Czy Sprogø było miejscem opresji i poniżenia – czy postępowym jak na swoje czasy eksperymentem? Agata Komosa-Styczeń nie feruje wyroków, nie potępia ani nie usprawiedliwia. Próbuje natomiast odpowiedzieć na pytanie, jakie wnioski duńskie państwo wyciągnęło ze swojej historii.