Opis
Kim są Tom, Yeti, Maria Magdalena i niemowlę oraz co robią w Zosinowie? I jaki wpływ, do licha, ma na ich życie Kochanowski? Czy na skutek romansu M.M. z Kochanowskim Yeti zamienia się w Bestię?
Jolanta Nawrot-Sprysak swoim czwartym tomikiem niczym statkiem pirackim zabiera nas w podróż po morzach i oceanach poetyckiej wyobraźni przepełnionej postaciami, które wchodzą ze sobą w niejednoznaczne związki i zadają sobie trudne życiowe pytania, oraz miejscami centralnymi i peryferyjnymi, do jakich nie dopłynęlibyśmy bez jej – nierzadko ironicznego – przewodnictwa. W czasie tej podróży nieraz uśmiechniemy się, a może i parskniemy zdrowym, szczerym śmiechem, chociaż uważny czytelnik pod przykrywką radosnej dziecięcej zabawy odnajdzie momenty zadumy i dogłębnej refleksji nad zjawiskami otaczającej nas rzeczywistości. Albowiem dobra poezja łączy to, co pozornie sprzeczne, niepasujące do siebie, niekiedy dziwaczne, aby wypracować własny świat, w którym będzie można poczuć się jak w domu, a więc swobodnie i bezpiecznie.
Dokąd ostatecznie dopływamy z Jolantą Nawrot-Sprysak? To zależy od was, drodzy uczestnicy wyprawy, ale jeżeli zdecydujecie się z poetką wędrować, podróż będzie długa, pełna przygód i doświadczeń, a nad wami będą świecić na przemian słońce oraz księżyc z gwiazdami, emitować miłość i ciepło, przynosić ulgę i nadzieję.
*
Popatrz, tyle słońca
„Trupia okładka powleczona światłem”
– tak chciałeś mnie, chciałeś mnie szybko
zgasić, kiedy zwróciłam twoją uwagę
na tę dziewczynę o imieniu mojej matki.
Czy nikt na nią nie patrzył? Na naszych oczach
rozrastał się w niej nagi sad, nagi sad,
usta miała coraz pełniejsze, coraz pełniejsze
owoców. Gdy przygryzła dolną wargę,
poczuliśmy taki ból, jakby to było gwałtowne
otwarcie na przypadkowej stronie, na stronie.
„Jakbyśmy się rodzili, nie mając wejściówki”
– powiedziałam ci wtedy na ucho, powiedziałam ci.
Po prostu ujęła nas w swój cudzysłów, w cudzysłów,
nie mówiąc nic, trzymając się uchwytu
w tramwaju. Chcieliśmy zjeść jej usta, poczuć,
jak zbliżają się nasze i jej niewypowiedziane słowa.
To była dziewczyna o imieniu mojej matki.
Nie musiała się przedstawiać, poznałam, poznałam
– Maria Magdalena wiele razy zamordowana
wzrokiem. Początek czerwca, byliśmy ubrani
lekko, ale i tak pociliśmy się, pociliśmy się
pod tyloma warstwami skóry, pod tyloma.
Ale prawda jest taka, że ciebie nie było. Tylko ja,
ona, za szybą fruwające reklamówki. Reklamówki,
które ponoć rozkładają się bardzo wolno,
nawet kilkaset lat. Patrzyłam sama. Sama mama.